Pani Izabela Leszczyna porządkuje edukację medyczną. Jest nadzieja dla pacjentów.

Historyjka jest dość krótka i prosta, a w dodatku ma (póki co) happy end. Jak wygląda system ochrony zdrowia, wszyscy wiedzą. I że głównym problemem nie są pieniądze, lecz brak ludzi. Oczywiście, składa się na to znaczny odpływ kadr (to cały worek tematów) i tempo kształcenia nowych. 

Problem narastał od wielu lat, ale podczas ostatnich dwóch kadencji przybrał charakter kataklizmu. 

Zjednoczona Patologia reagowała na nasilające się protesty ze strony pacjentów i medyków manipulując opinią publiczną. Minister Radziwiłł dawał popisy pogardy wobec protestujących rezydentów i personelu pielęgniarskiego. Niejaki Zero wprowadził otwarcie faszystowsko-komunistyczne metody w postępowaniach wobec lekarzy, których winy były znacznie częściej urojone niż prawdziwe, a na pewno – nie poparte wiarygodnymi dowodami. 

Wprowadzono też dwie kluczowe strategie. Główną było wprowadzenie tzw. medycyny uznaniowej: opinie wiernych sług Zjednoczonej Patologii były wiążące i to one, a nie oficjalne wytyczne towarzystw medycznych były podstawą postępowania medycznego. Świetnie widoczny był ten mechanizm podczas COVID-19. O śmiertelnych, dla wielu ludzi, następstwach stosowania medycyny uznaniowej pozwoliłem sobie napisać przy innej okazji

Integralną częścią medycyny uznaniowej stało się jak najszybsze nadrobienie deficytu ilościowego kadr medycznych, bez dbania o jakość ich wykształcenia. Doprowadziło to do otwarcia różnych dziwnych wydziałów lub szkół kształcenia medycznego, bo koncesje rozdawane były ciepłą rączką ministra(nta) oświaty, a oczekiwania finansowe przyszłych nauczających i nauczanych były oczywiste. Kwestię jakości edukacji taktownie rozmywano w ogólnikach, chociaż to właśnie ona miała przełożyć się na jakość leczenia chorych. 

No a potem piekło zamarzło. Do Ministerstwa przyszła Pani Izabela Leszczyna, prawdopodobnie najlepsza osoba zarządzająca tym resortem w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat (dalej moja pamięć nie sięga). Doprowadziła do audytu Państwowej Komisji Akredytacyjnej w nowych uczelniach. W efekcie – w oficjalnym komunikacie, Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Nauki ogłoszono limity przyjęć na studia medyczne w nadchodzącym roku akademickim. Z wykazu uczelni medycznych wypadło osiem uczelni plus jedna filia dużego uniwersytetu medycznego (podaję za rynekzdrowia.pl). Być może część z nich wybroni się w procesie odwoławczym, ale fakt jest niezaprzeczalny: upadł system opierający się na zasadzie “Takie jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam” stanowiącej motto działań ministra(nta) oświaty w poprzednim rządzie. 

Na razie ta historia ma swój dalszy ciąg. Część z uczelni spoza wykazu nadal prowadzi rekrutację. Jeden z ich rektorów miał powiedzieć, że przecież nikt im rekrutowania nie zabronił. Parafrazując klasyka: “Uwielbiam powiew absurdu przy wieczornej lekturze”. Jest jeszcze druga strona tego zjawiska: chętni, by w tej rekrutacji uczestniczyć. A to jest naprawdę smutne. 

Verified by MonsterInsights