Wyróżnione

O tym blogu i o mnie

Czcigodna Czytelniczko, Czcigodny Czytelniku,

Skoro już tu zajrzałaś/zajrzałeś winien Ci jestem wyjaśnienie, czego możesz się po tym blogu spodziewać.

Po pierwsze, znajdziesz tu niektóre z moich wpisów na blogu tygodnika „Polityka”, które dzięki uprzejmości Redakcji publikowałem tam przez dekadę poprzedzającą powstanie tej strony. Oczywiście, nie przepisywałem wpisów, nazwijmy to – sytuacyjnych, które zazwyczaj zdezaktualizowały się. W niektórych przypadkach usunąłem zdezaktualizowane fragmenty. W innych – zmieniłem tytuł wpisu. W ostatecznym rezultacie skopiowałem tu nieco ponad połowę wpisów opublikowanych na stronie tygodnika „Polityka” od początku istnienia bloga do października 2022, kiedy rozpocząłem akcję ograniczania swojej aktywności w tamtym,  bliskim mojemu sercu miejscu (zanim zostanę dyskretnie wyproszony, w związku ze zmianą polityki redakcyjnej) i niespiesznie rozpocząłem budowanie własnych stron. Mogę zatem, z czystym sumieniem, posłużyć się zdaniem Denisa Diderot, w pięknym tłumaczenia Boya-Żeleńskiego: „Jeżeli nie odczuwasz do mnie wdzięczności, słuchaczu, za to, co ode mnie słyszysz, winieneś mi jej sporo za to, czego ci oszczędziłem”.

Wpisy podzielone są na dwie kategorie: „Medycyna” i „Okolice medycyny”, a z każdej z nich wyodrębniłem podkategorie, żeby zwiększyć przejrzystość treści. Można przejść bezpośrednio do poszukiwanej właśnie grupy zagadnień.

Bardzo prawdopodobne, że do owych starszych wpisów (zawsze podana jest data pierwotnej publikacji) dodawane będą nowe. Do nich nie będą już dopisywane pod tekstem daty publikacji.

Zapraszam do komentowania, ale uprzedzam, że wszelki trolling, nie mówiąc już o niepopartych danymi kłamstwach, ani obelgach, nie będą miały szans na publikację. Cała moderacja będzie odbywać się ręcznie, tak jak to było na blogu „Polityki”.

Trzy konieczne uwagi o mnie:

Jestem lekarzem, kardiologiem, z dosyć długim doświadczeniem. Równie długie doświadczenie mam w edukacji podyplomowej lekarzy doskonalących swoje umiejętności.

Wpisy są wyrazem moich i tylko moich opinii. Jeden z najważniejszych ludzi w moim życiu, też lekarz, mawiał, że jeżeli komuś da w mordę, to nie znaczy, że lekarze biją w mordę, a jedynie, że on, ktoś o konkretnym imieniu i nazwisku dał komuś w mordę. Ta zasada obowiązuje również w moim przypadku.

Pracowałem, pracuję i będę pracował dla różnych z instytucji. Nigdy nie uzgadniałem treści swoich wpisów z żadną z nich i nie zamierzam robić tego w przyszłości.

Parafrazując Mistrza Jerzego Dziewońskiego: życzę Państwu bezczelnie miłej i pożytecznej lektury

Czego z redakcji nie widać. Dziennikarze “Polityki” krzywdząco ocenili Panią Minister Leszczynę. Doktor Boy-Żeleński dosadnie przewidział ich podejście.

W niedawnym rankingu ministrów, opublikowanym przez tygodnik Polityka, Pani Minister Leszczyna została oceniona marnie. Pomyłka. Autorzy podsumowania nie zrozumieli skali problemu. 

Pani Minister działa rozumnie i skutecznie, tyle, że po cichu i niezbyt szybko, bo szybko się nie da. 

Punktem odniesienia dla oceny czyichkolwiek działań nie powinna być lista dokonań, lecz sytuacja wyjściowa. Autorzy oceny najwyraźniej nie pofatygowali się by ją wnikliwiej ocenić. 

Powiedzmy sobie wprost: zważywszy na przedmiot działania Ministerstwa Zdrowia, nikt z ministrów Pana Premiera Tuska nie obejmował gorszego bagna. A przecież bagno było właściwie wszędzie. 

W opiece zdrowotnej problemem są ludzie i pieniądze. Jeśli się zastanowić, to przede wszystkim ludzie. Niektóre specjalizacje wytępiono w ciągu wielu lat bezmyślnego zarządzania, jak bizony:  patomorfolodzy, radiolodzy, pediatrzy, interniści, psychiatrzy w ogóle, a psychiatrzy dziecięcy w szczególności – wymieniać można by długo. Problem dotyczy również tzw. allied professionals, z pielęgniarstwem, ratownictwem  i technikami medycznymi na czele. Niedobory występują we wszystkich grupach zawodów medycznych, co oczywiście obniża jakość działania systemu i jest istotą jego niedomogi. Na przykład: skandalicznie długie czasy oczekiwania na diagnostykę ambulatoryjną wynikają często nie z braku aparatury, lecz braku fachowców, którzy opiszą wyniki. 

Czy da się ten brak medycznych profesjonalistek i profesjonalistów nadrobić? Ależ tak! Potrzebny jest jednak czas. Zwłaszcza w edukacji medycznej. Nie da się oszukać nabywania zawodowego doświadczenia, mimo coraz wspanialszych, wspierających edukację technologii. Były próby chodzenia na skróty. Prawdziwie rewolucyjną ideę miała tu Zjednoczona Patologia. Chciała kształcić lekarzy szybko, masowo i nic nie szkodzi, że marnie. Za to (cóż za zaskoczenie!) bardzo opłacalnie dla powstających jak grzyby po deszczu lekarskich szkół zawodowych. Ta koncepcja pojawia się również w szeregach obecnie rządzącej koalicji. Przemysław Witek, poseł PO oświadczył niedawno, że lekarze przejedzą każde pieniądze na ochronę zdrowia, dlatego trzeba nowych lekarzy wypuścić na rynek możliwie masowo i szybko. Pogadamy, kiedy zachoruje bliska panu Witkowi osoba – czy zwróci się wówczas  do losowego lekarza o niepewnych kompetencjach, czy poszuka najlepszych fachowców, korzystając ze swoich politycznych wpływów… A że kiedyś ktoś taki zachoruje, to niestety pewne, bo świat działa w ten sposób. 

Wobec owego najważniejszego wyzwania Pani Mister podjęła zdecydowanie działanie: merytoryczną weryfikację uczelni medycznych. Wystąpiła nie tylko wbrew polityczno-biznesowemu układowi Zjednoczonej Patologii, ale również – przeciwko niektórym prominentnym osobom ze środowiska medycznego, widzącym w nowych “uczelniach medycznych” swoją szansę na niemałe korzyści materialne. 

Już samo to powinno wystarczyć, by dziennikarze Polityki przyznali Pani Minister Leszczynie cztery gwiazdki. Bo stworzyła nadzieję, by w nadchodzącej dekadzie  oni i ich bliscy mieli szansę na rzetelną opiekę medyczną, a nie na rosyjską ruletkę. Warto dać sobie sprawę z katastrofy, która mogła się zdarzyć i do której Pani Minister swoim zdecydowaniem nie dopuściła. 

Pani Minister zrobiła tylko jeden błąd: nie zadbała o odpowiednią i odpowiednio podaną informację o swoich działaniach. Powinni się tym zająć wyspecjalizowani dziennikarze, ale oni też – jak bizony – prawie wyginęli. Preferowane jest dziennikarstwo klikogenne, w opisanym przez Doktora Boya-Żeleńskiego stylu “Dużo, byle jak i prędko.” Oryginalny tekst dotyczył zupełnie innego aspektu życia, ale i tu, niestety, znakomicie pasuje. 

Jest jeszcze sporo prowadzonych w Ministerstwie Zdrowia, pozornie nieefektownych działań, mających jednak wielkie znaczenie dla przyszłości budowania systemu ochrony zdrowia. Wystarczyło przyjrzeć się uważniej, by je spostrzec.

Wiele działań jest w trakcie. Z pewnością nie wszystko pójdzie gładko, bo w żadnym systemie ochrony zdrowia nie jest to możliwe, nawet w najzamożniejszych krajach. Szybko też nie będzie.  

Jako wąsaty dziaders, któremu jest wszystko jedno, czy go wywalą z grona współpracowników Polityki (wdzięk wieku okołokremacyjnego!), będę upierał się przy dwóch wnioskach końcowych.  

  1. Jeśli ocenia się jakość czyjejś pracy, to trzeba koniecznie wziąć pod uwagę zarówno sytuację w momencie jej rozpoczęcia, jak i jakość pracy poprzedników. Pani Izabela Leszczyna jest najlepszą osobą zarządzającą Ministerstwem Zdrowia na przestrzeni kilku dziesięcioleci.  
  1. Obawiam się że Autorce i Autorowi rankingu zabrakło w tym przypadku i wiedzy, i cierpliwości. Powinni skorygować swoją ocenę i przeprosić Panią Minister. 

Proste, ale ważne pytania ze sztuki przetrwania. Czy maturzyści na pewno znają odpowiedzi? 

Oto pytania dotyczące sposobów przeżycia w sytuacjach zagrożenia, a niektóre – “tylko” uniknięcia męczących dolegliwości. Stawiam porcję dowolnego napoju przeciwko starym skarpetkom, że większość z Państwa zgodzi się, że odpowiedzi na takie pytania warto znać i że mogą być one przydatne w życiu. Ale mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że Państwo większości tych odpowiedzi nie znacie, a tym bardziej – nie znają ich absolwenci szkół średnich. Chociaż, na zdrowy rozsądek, powinni. Oczywiście, lista powinna być dłuższa – ta jest tylko przykładowa. Z rozmysłem jej nie porządkowałem, bo w życiu potrzeby zdrowotne również są nieuporządkowane. Rozszerzona wersja, z komentarzami do pytań – w wersji audio, link pod tekstem.

  1. Jak poznać, czy leżąca na osoba jest nieprzytomna i jak ułożyć ją w pozycji bezpiecznej?
  2. Jak pomóc w zadławieniu?
  3. Jak postępować po ukąszeniu kleszcza?
  4. Czym różni się kania czubajka od sromotnika i jak skończy się  pomyłka ?
  5. Jak przycinać paznokcie u stóp, żeby nie wrastały?
  6. Na co pomagają szczepionki, a na co nie?
  7. Jak postępować po “zwykłym” oparzeniu?
  8. Kiedy ból w klatce piersiowej jest alarmem?
  9. Kiedy kołatanie serca jest alarmem?
  10. Jak postępować w silnym krwawieniu, np. po urazie?
  11.  Co może wskazywać, że publikacja o zdrowiu może jest raczej prawdziwa, a co powinno budzić nieufność? 
  12. Co to jest AED, kiedy i jak należy go użyć?
  13. Jakie objawy wskazują na udar mózgu i co należy wtedy zrobić?
  14. Czym się różnią izotoniki od napojów energetyzujących?
  15. Jakie są główne objawy depresji i jak należy w takich przypadkach postąpić?
  16. Jak dbać o oczy jeśli spędzasz sporo czasu przed ekranem? 

Niedostępne na żadne pieniądze, a na Pikniku Naukowym będzie za darmo!

Technologie medyczne budzą lęk lub zaciekawienie. Lęk u tych, którzy mają mieć z nimi kontakt jako pacjentki/pacjenci. Zaciekawienie – u pozostałych. Lęk jest tym większy, że personel medyczny najczęściej nie ma energii ani czasu, by opowiedzieć chorym o czekających ich procedurach.

Podczas Pikniku Naukowego będzie można samodzielnie wykonać symulowane procedury medyczne, z użyciem sprzętu stosowanego w rzeczywistej medycynie. Takie możliwości są zazwyczaj całkowicie niedostępne dla nieprofesjonalistów. Piknik Naukowy stwarza tą jedną, wyjątkową możliwość, przez 9 godzin trwania wydarzenia, raz w roku.

Na stoisku G20, w Strefie Zdrowia, w sobotę 15 czerwca, od 11:00 do 20:00, będą czekać na Państwa pokazy:

Bezelektrodowy stymulator serca

Obejrzyjcie bezelektrodowy stymulator serca. Zobaczcie, jak lekarze uczą się go implantować.

Wszczepialny rejestrator zaburzeń rytmu serca

Obejrzyjcie wszczepialny rejestrator zaburzeń rytmu serca, stosowany w diagnostyce niewyjaśnionych utrat przytomności, napadów kołatań serca i wykrywaniu bezobjawowego migotania przedsionków.

Pozanaczyniowy wszczepialny kardiowerter-defibrylator (EV-ICD)

Obejrzyjcie ratujący życie, pozanaczyniowy wszczepialny kardiowerter-defibrylator.

Stymulacja układu bodźcoprzewodzącego serca – naprawiamy serce znacznie precyzyjniej

Poznajcie ideę stymulacja układu bodźcoprzewodzącego serca (CSP), czyli tych komórek, którymi w sercu przewodzone są impulsy elektryczne.

Elektroporacja – nowa metoda zabiegowego leczenia zaburzeń rytmu serca

Poznajcie elektroporację – nową metodę kardiologii zabiegowej, służącą do leczenia zaburzeń rytmu serca.

Interwencyjne leczenie udarów mózgu

Zapoznajcie się z objawami sugerującymi udar mózgu oraz postępowaniem w razie ich stwierdzenia.

Leczenie chorób aorty

Poznajcie zabiegowe metody leczenia chorób aorty.

Nieoperacyjne leczenie żylaków podudzi

Poznajcie metody niechirurgicznego zamykania żylaków podudzi metodami fizycznymi lub chemicznymi.

Leczenie cukrzycy przy pomocy pompy insulinowej z ciągłym monitorowaniem poziomu glikemii i sterowaniem w układzie zamkniętej pętli

Obejrzyjcie nową pompę insulinową z ciągłym monitorowaniem poziomu glikemii i sterowaniem w układzie zamkniętej pętli.

Nowoczesny system kontrolowania i leczenia cukrzycy – inteligentny pen, sensor i aplikacja

Poznajcie nowoczesny system kontrolowania i leczenia cukrzycy – system oparty na inteligentnym penie insulinowym, współpracującym ze znajdującym się pod skórą sensorem i aplikacją kontrolującą całość.

Głęboka stymulacja mózgu – szansa w chorobie Parkinsona

Dowiedzcie się, jak głęboka stymulacja mózgu pomaga chorym na chorobę Parkinsona.

Pompy baklofenowe w leczeniu zespołów spastyczności po uszkodzeniu rdzenia kręgowego.

Zapoznajcie się z działaniem terapii pompą baklofenową w zespole spastyczności.

Stymulacja rdzenia kręgowego w opornych zespołach bólowych

Przekonajcie się, jak działaniem stymulacja rdzenia kręgowego w opornych zespołach bólowych.

Stymulacja nerwów krzyżowych w terapii braku kontroli nad zwieraczami

Stymulacja nerwów krzyżowych jest szansą dla tych chorych niemających kontroli nad zwieraczami. Sprawdźcie, jak to działa.

Laparoskopia – systemy do zamykania naczyń oraz inteligentne laparoskopowe narzędzia do usuwania i zespoleń tkanek

Zapoznajcie się z działaniem technik laparoskopowych oraz ich zastosowaniem w praktyce chirurgicznej.

Nowoczesna technologia w chirurgicznym leczeniu przepuklin pachwinowych

Zapoznajcie się z zastosowaniem nowoczesnych technologii medycznych w chirurgicznym leczeniu przepuklin pachwinowych.

Bezkrwawe operacje usunięcia migdałków

Zobaczcie, jak chirurgicznie i bezkrwawo usuwa się migdałki podniebienne.

Bronchonawigacja – nowoczesna metoda diagnostyki chorób oskrzeli

Zapoznajcie się z bronchonawigacją, pozwalającą na precyzyjną diagnostykę zmian w oskrzelach.

Endoskopia kapsułkowa – nowoczesna diagnostyka przewodu pokarmowego

Endoskopia kapsułkowa to przewrót w diagnostyce chorób układu pokarmowego. Połknięta kapsułka transmituje obraz poza ciało chorego, wędrując przez jego przewód pokarmowy. Zobaczcie, jak to działa.

Pani Izabela Leszczyna porządkuje edukację medyczną. Jest nadzieja dla pacjentów.

Historyjka jest dość krótka i prosta, a w dodatku ma (póki co) happy end. Jak wygląda system ochrony zdrowia, wszyscy wiedzą. I że głównym problemem nie są pieniądze, lecz brak ludzi. Oczywiście, składa się na to znaczny odpływ kadr (to cały worek tematów) i tempo kształcenia nowych. 

Problem narastał od wielu lat, ale podczas ostatnich dwóch kadencji przybrał charakter kataklizmu. 

Zjednoczona Patologia reagowała na nasilające się protesty ze strony pacjentów i medyków manipulując opinią publiczną. Minister Radziwiłł dawał popisy pogardy wobec protestujących rezydentów i personelu pielęgniarskiego. Niejaki Zero wprowadził otwarcie faszystowsko-komunistyczne metody w postępowaniach wobec lekarzy, których winy były znacznie częściej urojone niż prawdziwe, a na pewno – nie poparte wiarygodnymi dowodami. 

Wprowadzono też dwie kluczowe strategie. Główną było wprowadzenie tzw. medycyny uznaniowej: opinie wiernych sług Zjednoczonej Patologii były wiążące i to one, a nie oficjalne wytyczne towarzystw medycznych były podstawą postępowania medycznego. Świetnie widoczny był ten mechanizm podczas COVID-19. O śmiertelnych, dla wielu ludzi, następstwach stosowania medycyny uznaniowej pozwoliłem sobie napisać przy innej okazji

Integralną częścią medycyny uznaniowej stało się jak najszybsze nadrobienie deficytu ilościowego kadr medycznych, bez dbania o jakość ich wykształcenia. Doprowadziło to do otwarcia różnych dziwnych wydziałów lub szkół kształcenia medycznego, bo koncesje rozdawane były ciepłą rączką ministra(nta) oświaty, a oczekiwania finansowe przyszłych nauczających i nauczanych były oczywiste. Kwestię jakości edukacji taktownie rozmywano w ogólnikach, chociaż to właśnie ona miała przełożyć się na jakość leczenia chorych. 

No a potem piekło zamarzło. Do Ministerstwa przyszła Pani Izabela Leszczyna, prawdopodobnie najlepsza osoba zarządzająca tym resortem w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat (dalej moja pamięć nie sięga). Doprowadziła do audytu Państwowej Komisji Akredytacyjnej w nowych uczelniach. W efekcie – w oficjalnym komunikacie, Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Nauki ogłoszono limity przyjęć na studia medyczne w nadchodzącym roku akademickim. Z wykazu uczelni medycznych wypadło osiem uczelni plus jedna filia dużego uniwersytetu medycznego (podaję za rynekzdrowia.pl). Być może część z nich wybroni się w procesie odwoławczym, ale fakt jest niezaprzeczalny: upadł system opierający się na zasadzie “Takie jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam” stanowiącej motto działań ministra(nta) oświaty w poprzednim rządzie. 

Na razie ta historia ma swój dalszy ciąg. Część z uczelni spoza wykazu nadal prowadzi rekrutację. Jeden z ich rektorów miał powiedzieć, że przecież nikt im rekrutowania nie zabronił. Parafrazując klasyka: “Uwielbiam powiew absurdu przy wieczornej lekturze”. Jest jeszcze druga strona tego zjawiska: chętni, by w tej rekrutacji uczestniczyć. A to jest naprawdę smutne. 

Nie tylko respiratory, czyli zgony “nasze” i “nie nasze”. Trzeba koniecznie rozliczyć sprawców, a to elita PiS-landu. Wersja audio

Dla tych, którzy wolą słuchać (niecałe 15 minut), niż czytać. Do wyboru – Spotify i YouTube:

Nie tylko respiratory, czyli zgony “nasze” i “nie nasze”. Trzeba koniecznie rozliczyć sprawców, a to elita PiS-landu.

Żeby nie było wątpliwości – chodzi nie o zabójców, ale o sprawców zgonów. Zabójcami były choroby, chłód i wyczerpanie. Sprawcami – ci, którzy nie zapobiegli tragediom, chociaż było to ich obowiązkiem. 

Pora przyjrzeć się szczegółom. Przedtem jednak konieczne zastrzeżenie: to będzie wyłącznie medyczny, a w dodatku – mój osobisty punkt widzenia (chociaż bazujący na dostępnym powszechnie stanie wiedzy). 

Zacznijmy od zgonów „naszych”, czyli od epidemii COVID-19

Respiratory – daleko więcej, niż zmarnowane pieniądze

To najbardziej rozpowszechniony w społecznej świadomości przewał Zjednoczonej Patologii, związany z COVID-19. Kłopot w tym, że owa świadomość dotyczy głównie strony finansowej, kupowania u znajomych, etc. Spójrzmy zatem trochę inaczej.

Zacznijmy od technologii.

Po pierwsze, te mające ratować życie respiratory prawie na pewno nie były nowe. Bo gdyby były, nadawałyby się do uruchomienia, posiadałyby stosowne certyfikaty, obsługę serwisową, gwarantowaną przez dystrybutora (w odniesieniu do sprzętu medycznego jest to pozostający poza dyskusją obowiązek). Gdyby nawet pochodziły z kraju, gdzie napięcie sieci elektrycznej jest inne, niż u nas, gniazdka mają inny kształt, a połączenia tlenowe – inny standard, to takie różnice byłyby przeszkodami do łatwego pokonania, jakkolwiek wymagającego, być może, poniesienia kosztów serwisowych. Tego typu adaptacji nie było, bo gdyby były, to Zjednoczona Patologia głośno by o nich oznajmiała. 

Po drugie – respiratory kupione przez Ministerstwo Zdrowia nie były sprawne. Skąd to wiem? Bo inaczej nadawałyby się do ponownego uruchomienia, być może nawet z tzw. wtórną gwarancją producenta, po przejrzeniu ich  przez serwis fabryczny. Nic takiego nie miało miejsca, bo wówczas Pinokio nie omieszkałby pochwalić się odniesionym w heroicznej walce sukcesem. Nieprawdaż? 

Konkluzja dotycząca technologicznego aspektu zakupu respiratorów: to był złom. Wyrzucono pieniądze, których system ochrony zdrowia bardzo potrzebował, szczególnie wówczas. 

Porozmawiajmy w takim razie o następstwach czysto medycznych. Osoby, które podjęły decyzję o zakupie respiratorowego złomu są winne każdej sytuacji, gdy personel medyczny musiał wybierać, której pacjentce lub pacjentowi umożliwić terapię respiratorem, a której nie, bo było ich w szpitalu zbyt mało. Lub większości takich sytuacji. To niewątpliwie powinien być temat postępowania prokuratorskiego. W dodatku, mowa o czasie gdy zakupy respiratorów dokonane przez Fundację WOŚP i Panią Kulczyk stworzyły szansę przeżycia niejednej ofierze COVID-19.

Edukacja – śmiertelne zaniechanie pana ministra.

Zjednoczona Patologia ma na koncie jedno przewinienie w sprawie COVID-19, którego następstwa były zapewne jeszcze bardziej koszmarne niż afery respiratorowej. Chodzi o edukację profesjonalnego personelu medycznego. To naprawdę wstrząsająca historia.

Żeby ją zrozumieć, trzeba uświadomić sobie, że na początku epidemii COVID-19 świat zgłupiał. Stanęliśmy wobec bezprecedensowego w naszych czasach wyzwania medyczno-logistycznego. 

Nie wiedzieliśmy jak tą chorobę  leczyć, jak diagnozować, jak ograniczać rozprzestrzenianie się zakażeń (szczepionki jeszcze wówczas nie było). Przede wszystkim jednak – nie wiedzieliśmy jak zidentyfikować najbardziej zagrożone osoby i moment w którym nie powinny już być leczone ambulatoryjnie, lecz zostać poddane intensywnemu, szpitalnemu leczeniu, pomimo na pozór nie najgorszego ich stanu. Innymi słowy – skierować je do szpitala, zanim pogorszenie osiągnie poziom, zza którego nie ma już powrotu.  Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) znakomicie wykonali potężną pracę analizując pojawiające się publikacje, a następnie tworząc zalecenia dotyczące sposobów postępowania wobec COVID-19. Musiały być proste, żeby można je było zastosować w mniej zamożnych krajach, dysponujących jedynie prostymi i tanimi technologiami medycznymi. W ocenie ciężkości choroby ograniczono się więc do analizy czterech parametrów: częstości akcji serca, ciśnienia tętniczego, częstości oddechów i poziomu saturacji  krwi. Przy całej swojej prostocie, parametry określone przez WHO pozwalały skutecznie wykryć zagrożenie życia pacjentki lub pacjenta. Czyli – potrzebne były tylko oczy, uszy, palce, ciśnieniomierz i najprostszy pulsoksymetr, żeby móc kogoś uratować. No i bardzo prosta wiedza. WHO rozpowszechniała ją, przy pomocy różnych instytucji, nierzadko korzystających z usług wolontariuszy o wykształceniu medycznym. Wielką pracę wykonały agendy rządowe i lokalne uniwersytety w różnych krajach. W Polsce były to głównie Izby Lekarskie. Natomiast Ministerstwo Zdrowia nie zrobiło w tym kierunku nic. Powszechny poziom wiedzy na temat kluczowych parametrów zagrożenia w przebiegu COVID-19 był w Polsce bardzo niski, co doprowadziło do nieuchronnego w tej sytuacji koszmaru. 

Efektem niewiedzy personelu lekarskiego i ratowniczego  były zbyt późne hospitalizacje, gdy  poziom saturacji nie dawał już szans na przeżycie.  Rodziny zmarłych opowiadały niejednokrotnie, że przedtem odmawiano chorym skierowania do szpitala uzasadniając to jej/jego zbyt dobrym stanem. 

Nie znam liczby zgonów, które nastąpiły w tego rodzaju okolicznościach, bo nikt ich zapewne nie zna. Potrzebny by był kosztowny audyt. Jednak można powiedzieć, że każda taka śmierć obciąża ówczesnego ministra zdrowia. Zaś wykazanie, że nieoptymalne postępowanie medyczne było w tego rodzaju przypadku efektem zaniechania obowiązku edukacyjnego przez Ministerstwo Zdrowia, w sytuacji powszechnego zagrożenia, może być (mam nadzieję) punktem wyjścia do postępowania prawnego. 

Świadomie pominąłem tu mniej drastyczne tematy, związane z COVID-19, bo jest ich wiele. Na przykład, intencjonalne torpedowanie zaleceń antyepidemicznych przez byłego premiera i byłego ministra zdrowia dla celów kampanii prezydenckiej jeszcze-nie-byłego prezydenta (zapewne za jego wiedzą i wolą), przy całkowitej bierności byłego ministra sprawiedliwości. Jestem przekonany, że prędzej, czy później powinny stać się interesującym tematem dla prowadzących śledztwo. 

Zgony nie nasze, czyli zwykła zbrodnia wojenna?

Zgony w COVID-19 były “nasze”. Większość z nas straciła w ten sposób kogoś ważnego – bardziej lub mniej – w naszym życiu. Przejdźmy teraz do zgonów “nie naszych”, które większości z nas nie dotykają osobiście, chociaż są dramatyczne wyjątki. 

Te zgony również proszą się o sankcje prawne. Mowa o tym, co działo się (i być może, nadal dzieje) na naszej wschodniej granicy. Z medycznego punktu widzenia wygląda to niezwykle prosto. 

Tak, bandzior Łukaszenka z bandziorem Putinem prowadzą przeciwko nam wojnę hybrydową. Jednym z jej narzędzi są uchodźcy. 

Tak, mamy prawo by się bronić. 

…ale z drugiej strony:

Jeżeli ktoś z nielegalnych uchodźców znajduje się w stanie zagrożenia życia – nieważne, czy z powodu wychłodzenia, odwodnienia, wycieńczenia, czy skutków urazu – to staje się odpowiednikiem rannego na polu walki żołnierza przeciwnika.

Rannym żołnierzom przeciwnika trzeba pomóc, jeżeli nie wiąże się to z zagrożeniem dla samych ratujących.

Utrudnianie działań własnych ratowników i represjonowanie ich (niekiedy drastyczne) przez polskie służby mundurowe można porównać ze strzelaniem do oznakowanych sanitariuszy na polu walki. Za takie czyny podczas nie tak dawnych wojen można było być ukaranym w najsurowszy możliwy sposób. Mam nadzieję, że ta praktyka nie zaniknie. Zwłaszcza w odniesieniu do byłego ministra spraw wewnętrznych, komendanta straży granicznej, ministra obrony i zwierzchnika sił zbrojnych.  Należy mieć świadomość Zespołu Stresu Pourazowego (PTSD), którym została dotknięta przynajmniej część naszych ratowników-ochotników ze wschodniej granicy,  w wyniku działań rodzimych funkcjonariuszy i ich zwierzchników. PTSD potrafi skrócić życie – są na to niezależne, dobrze udokumentowane dane. Wnioski są tu oczywiste. 

Jak widać z powyższego przeglądu, chociażby ze względu na zgony “nasze” i “nie nasze”, Zjednoczona Patologia zrobi wszystko, żeby nie oddać utraconej legalnie władzy. 

Zabójstwo jelenia Bartka – czas posprzątać ten układ, również ze względów medycznych.

Wstrząsająca jest mieszanina patologicznych zachowań myśliwych i patologii działania państwa – widoczne doskonale w przebiegu niedawnych wydarzeń w Szklarskiej Porębie. Życzę Panu Ministrowi Kierwińskiemu jak najlepiej, ale na tym, jak zareaguje, może dużo zyskać albo mnóstwo stracić. On i jego (czyli trochę moja) koalicja. 

Przyjrzyjmy się kluczowym punktom wydarzeń. 

W Szklarskiej Porębie żył sobie oswojony jeleń – prawie oficjalna maskotka miasta. Podchodził do zabudowań, był karmiony, głaskany, a więc ufny. 

Pewnego wieczora myśliwy zastrzelił go ok. 20 metrów od zabudowań. Obwieścił, że poluje na dziki. 

Stop – pierwsza przerwa na zastanowienie się.

Strzelanie do kogokolwiek i czegokolwiek koło zabudowań jest przestępstwem. Myśliwy strzelał nie tylko dlatego, że jak wielu spośród nich, miał sporadyczny i niezbyt intensywny kontakt z rozumem. Wiedział, że może strzelać tam gdzie chce i kiedy chce. Wynika to z sytuacji myśliwych, których związek stoi poza prawem, a w praktyce – ponad nim. Poczucie bezkarności może w osobowościach zaburzonych doprowadzić do zachowań, które dla innych mogą być katastrofalne. A myśliwi, to z definicji osobowości zaburzone, bo zabijają dla samej przyjemności zabijania. 

Ale to nie koniec. Myśliwy nie odróżnił jelenia od dzika. Problemy mentalne czy okulistyczne? Jedno i drugie jest zatrważające, a zabójstwa ludzi i psów przez myśliwych, zawsze tłumaczone pomyleniem z dzikiem, każą zastanowić się, czy istnieje realnie działający medyczny system umożliwiający kontrolę, komu tak naprawdę wydaje się pozwolenie na broń, w dodatku przeznaczoną do bardzo kontrowersyjnych aktywności. 

Powróćmy do wydarzeń owej nocy. Osoby mieszkające na miejscu dramatu dzwonią po policję. Zaś policja… nie chce przyjąć wezwania, mówiąc, że to nie ich sprawa.

Stop. Kolejna przerwa na przemyślenia. Jakakolwiek strzelanina na terenie zabudowanym powinna skłonić policję do interwencji. W takim razie, dlaczego nie skłoniła? Może dlatego, że myśliwi, to zazwyczaj osoby o mocnej pozycji w lokalnych społecznościach? Policjant nie chciał ryzykować? Czy nie przypomina to Państwu historii o mafii? Tak, czy inaczej, policjant powinien dyscyplinarnie stracić pracę i być może nie tylko on w tym mieście. 

Wydarzenia toczą się dalej. Przybywają kolejni myśliwi. Ucinają martwemu jeleniowi łeb, jako trofeum. Trofeum czego? Ulicznej egzekucji? Tak, Prosze Państwa, być może nie tylko ja pomyślałem o psychotycznych degeneratach. Ale znowu – pomyślmy – jakie poczucie bezkarności daje takim kreaturom Polski Związek Łowiecki? 

A co dalej? Milicja w Szklarskiej Porębie (będę upierał się, że na miano policjanta trzeba sobie zasłużyć) podobno do tej pory szuka tego myśliwego, który oddał strzał. Nie mogą znaleźć, biedactwa. 

Myślę, że ujawniony w tym i innych, podobnych przypadkach, zakres i nasilenie patologicznych zachowań, powinny skłonić Ministra Spraw Wewnętrznych do narzucenia bezlitosnego systemu kontroli stanu zdrowia wszystkich myśliwych. Bo niektórzy, oprócz specyficznej osobowości wyraźnie cierpią na zaburzenia poznawcze, albo na poważne problemy ze wzrokiem, skutkujące tym, że strzelają do czegoś, czego dokładnie nie widzą. Niespełnienie kryteriów w jednym z często (np. co 6 miesięcy) powtarzanych badań powinno skutkować cofnięciem pozwolenia na broń, co jest istotą tego, że tak zażartuję, hobby. Myśliwych jest podobno 120 000, czyli 0,3% populacji Polski. Nie powinni zagrażać zdecydowanej większości, w której członkinie i członkowie wyraźnie nie mają skłonności do poprawiania samopoczucia zabijaniem czego popadnie. Nie widzę też powodu, żeby grupa patologii zorganizowanej, jaką jest Polski Związek Łowiecki była stawiana ponad prawem. Jeżeli nie można jej zdelegalizować, to przynajmniej dla minimalizacji zagrożeń zdrowia i życia przeważającej reszty społeczeństwa należy wprowadzić ścisłe medyczne kryteria weryfikacji jej członkiń i członków.

LUMPy wyznaniowe trzeba zamknąć natychmiast.

Pozostałość po Zjednoczonej Patologii, zwaną pieszczotliwie w środowisku: LUMP (od Lokalny Uniwersytet Medyczno-Przyrodniczy), trzeba posprzątać pilnie, bo chodzi o bezpieczeństwo milionów ludzi. Bezzwłocznie należy zamknąć zwłaszcza LUMPy wyznaniowe (najsławniejsze są w Toruniu i Lublinie) – z czterech powodów.

1. Ideologizacja studiów – absolwenci będą kierować się wartościami innymi niż dobro pacjenta, co jest pewną tradycją chrześcijaństwa. Jako przykład warto przypomnieć chociażby o sprzeciwie kościołów chrześcijańskich wobec znieczuleń podczas porodów. Nie po to przecież napisano w Piśmie o koszmarze porodu, będącym klątwą pochodzącą od sił najwyższych, żeby pozwalać na takie fanaberie. Czytałem o jednej kobiecie, która za domaganie się znieczulenia okołoporodowego została spalona stosie, ale być może takich przypadków było więcej. A o całkiem współczesnym składaniu życia kobiet na ołtarzu religii wiedzą wszyscy, którzy nie mają zespołu wyparcia, więc nie ma co tego tematu rozwijać.

2. Stanowisko ideologiczne pozostaje w sprzeczności z wiedzą prezentowaną aktualnie przez oficjalną medycynę, co musi mieć bezpośredni wpływ na postępowanie lekarskie. Najbardziej znanym przykladem jest tu szermowanie w dramatycznych sytuacjach podczas ciąży pojęciem dziecka poczętego, które w profesjonalnej medycynie nie istnieje. Warto przypomnieć również o sytuacjach dotyczących medycyny stanów terminalnych, mogących prowadzić do koszmaru uporczywej terapii. Chociażby o przypadku Polaka przebywającego w Plymouth, po zawale serca powikłanym długotrwałym nagłym zatrzymaniem krążenia, które przekreśliło jego szanse na przeżycie. Sąd brytyjski orzekł, że pacjent powinien zostać odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Hierarchowie i politycy katoliccy podkreślali prawo do życia “od poczęcia do naturalnej śmierci”. Kłopot w tym, że byli łaskawi przeoczyć dwa proste fakty: nie ma niczego naturalnego w tym, że za człowieka oddycha maszyna i że fakt bycia Polakiem-katolikiem nie zapewnia nieśmiertelności. Absolwenci wyznaniowych LUMPów sprokurują zapewne więcej tego rodzaju sytuacji. 

3. Funkcjonariusze kościelni i inni prominentni katoprawicowcy niejednokrotnie ignorowali zasady  profesjonalnej medycyny albo wręcz sprzeciwiali się im. Najlepszym przykładem może być tu kwestia szczepień ochronnych, oraz ograniczeń związanych z profilaktyką chorób zakaźnych w ogóle. Takie podejście absolwentów wyznaniowych LUMPów może stworzyć zagrożenia dla pacjentów i zapewne stworzy.

4. Sposób rekrutacji jest rodzajem preselekcji kandydatów. Należy przyjąć, że uczelnie ideologiczne wychodzą z założenia, że każdy kto zapłacił im za studia medyczne, otrzyma dyplom lekarski. To napędzi im kolejnych kandydatów i kolejne przychody. Z drugiej strony – spycha na plan dalszy merytoryczny poziom wykształcenia medycznego absolwentów i prawie promuje chciwość jako podstawę osobowości kandydatów. Nie wydaje się nieprawdopodobny ich sposób myślenia: „wezmę świadectwo od proboszcza, zapłacę trochę kasy, ale potem kupię se dyplom i będę kosił dużo większą kasę”. Nie jestem pewien czy pacjenci będą zadowoleni z takich lekarzy.

Dlaczego pozwalam sobie stwierdzić, że wyznaniowe LUMPy należy zamknąć natychmiast? Bo alternatywą jest unieważnianie wydanych przez nie dyplomów lekarskich i/lub mozolna ich weryfikacja. Czasochłonne, kosztowne i dające mnóstwo propagandowego paliwa populistom. 

Oczywiście, również powstające ostatnio inne dziwne szkoły medyczne, chociaż nieskażone ideologicznie, będą wymagały weryfikacji pod kątem elementarnej jakości edukacji. Ale to już zupełnie inna historia.

O aborcji – czysto medycznie. Zwięzły opis dla pięknoduchów. 

Myśląc czysto medycznie  o regulacjach związanych z przerywaniem ciąży, da się je sprowadzić do trzech prostych punktów z prostymi uzasadnieniami:  

Przerwanie ciąży do 12 tygodnia  jej trwania – wyłączna decyzja kobiety.

Uzasadnienie: Zdrowie, to stan dobrostanu fizycznego i psychicznego. Taka jest decyzja WHO. Niechciana ciąża nierzadko ten dobrostan psychiczny zaburza. Czyli, odmawiając prawa do wczesnego przerwania ciąży odmawiamy kobiecie jej podstawowych medycznych praw.  

Co więcej – taka niechciana ciążą może w przyszłości prowadzić do sytuacji gdy zagrożony będzie również dobrostan psychiczny dziecka, a nawet jego zdrowie psychiczne. Wśród pacjentek i pacjentów psychiatrii dziecięcej przerażająco wiele jest dzieci, którym własne rodziny zgotowały emocjonalne piekło. Ryzyko takiej sytuacji wzrasta oczywiście, gdy dziecko nie było chciane. 

W przypadku płodu nie rokującego przeżycia lub wobec istotnego, udokumentowanego ryzyka poważnych wad wrodzonych/rozwojowych – przerwanie ciąży bez ograniczeń czasowych, wyłączna decyzja ciężarnej.

Uzasadnienie: donaszanie martwej ciąży grozi kobiecie ciężkimi zaburzeniami emocjonalnymi. One, z kolei, często prowadzą do chorób skracających życie, co bywa ostatecznym efektem. Podobne są dla matki (lub obydwojga rodziców) następstwa konieczności pielęgnowania ciężko uszkodzonego dziecka, a następnie – młodego dorosłego. W tej drugiej sytuacji można, w pewnym sensie, mówić o pozasądowym wyroku bezwzględnego dożywocia. 

Jeżeli ciążą stwarza zagrożenie dla życia kobiety, lub grozi jej inwalidztwem – przerwanie ciąży bez ograniczeń czasowych, wyłączna decyzja kobiety. Lekarz ma obowiązek bezzwłocznie (ważne!) i w sposób niebudzący wątpliwości poinformować o tym ciężarną. Ostateczna decyzja ma należeć wyłącznie od niej, a lekarz ma obowiązek doprowadzić do jej niezwłocznego urzeczywistnienia. 

Uzasadnienie: nie wydaje się z medycznego punktu widzenia konieczne. 

Stosowanie powyższych zasad będzie służyło ochronie zdrowia i życia i kobiet. Tyle z medycznego punktu widzenia. W innych kwestiach dotyczących tej sprawy nie czuję się kompetentny i nie odczuwam potrzeby, by takim być, wobec wagi opisanych powyżej sytuacji.

Cztery uwagi dodatkowe:

W powyższych sytuacjach nie może być dopuszczalne stosowanie klauzuli sumienia, jak również odmawianie ani intencjonalne opóźnianie działań, niezależnie od uzasadnienia.

Ojciec  in spe (czyli męski współsprawca ciąży) nie może mieć w tych przypadkach prawa sprzeciwu.

Badania prenatalne muszą być powszechnie dostępne i refundowane. 

“Kompromis aborcyjny” nie jest żadnym kompromisem. 

Dla tych, którzy wolą słuchać zamiast czytać – to samo w formie podcastu
Verified by MonsterInsights