Rewolucja w edukacji szkolnej i społecznej, albo nieuchronny moskiewski faszyzm. Nie ma alternatywy, nie ma czasu.

Spójrzmy na minione wybory trochę inaczej. Wnioski mogą być dla Państwa bolesne, bo o własnych błędach niemiło się myśli.

Po pierwsze  – frekwencja. Ponad 25% uprawnionych nie wzięło udziału w głosowaniu. To jest klęska. Nie przekonaliśmy ich że te wybory są szczególnie ważne i o co toczy się gra: w skrajnie dramatycznym scenariuszu – o niepodległość Polski od Rosji. 

Po drugie: nie potrafiliśmy przeciwstawić się zagrożeniu, jakie stwarzają prorosyjsko nastawione partie faszystowskie i polski Kościół Katolicki, propagujące fałszywe informacje. Nie tłumaczyliśmy mechanizmów funkcjonowania świata, w możliwie atrakcyjny, a zarazem prosty sposób. A przecież taka wiedza, wraz z nawykiem weryfikacji otrzymywanych informacji, to potężny pancerz przeciwko manipulacjom

Ośmielę się stwierdzić, że główną przyczyną przegranej w tegorocznych wyborach prezydenckich  jest klęska edukacji. Tej szkolnej – co zaowocowało podatnością młodzieży na manipulacje. I tej społecznej, dotyczącej ogółu aktywnego mentalnie społeczeństwa. 

Co z tego wynika? Przed nami trudne dwa lata, a potem trudne wybory parlamentarne. To bardzo mało czasu. Albo bezzwłocznie wysadzimy w powietrze dotychczasową filozofię edukacji, by stworzyć nową – dostosowaną do wymagań dzisiejszej rzeczywistości, albo zacznijmy przyzwyczajać się do moskiewskiej dominacji, z przemocą, biedą i korupcją w rolach głównych. Państwo PiS dało nam subtelny przedsmak tego, co może być, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa dostaniemy w d*pę tak, że kaczystan będziemy wspominać z nostalgią – jak dzisiaj PRL. 

W edukacji szkolnej powinno się raz na zawsze odejść od przekazywania ogromnych dawek informacji i danych. Kiedyś, w epoce nośników papierowych, było to uzasadnione, wobec niewątpliwego faktu, że uzyskanie informacji na jakiś temat wymagało czasochłonnych starań. W dzisiejszych, cyfrowych czasach, błyskawiczne znalezienie dowolnej informacji jest niezwykle łatwe. Ale lemowska zasada, że rozwiązanie jednego problemu natychmiast odsłania nowy, działa i w tym przypadku. Uzyskanie informacji nie jest kłopotem. Natomiast jej zrozumienie – często tak. W wielu przypadkach – trudnym, lub wręcz niemożliwym do pokonania, wobec braku odpowiednich nawyków myślowych. 

Dlatego kluczowym elementem powinno stać się nauczanie rozumienia zjawisk. Skoro krótki opis dowolnego z nich można znaleźć jednym kliknięciem, najwyższy czas, żeby twórcy programów edukacyjnych wzięli to wreszcie pod uwagę. 

Trzy przykłady:

W nauce historii zrezygnujmy z “kucia” dat i nikomu nic nie mówiących faktów. Skupmy się na opowieściach prowadzących do zrozumienia zjawisk. Lepiej pomylić się o 100 lat w datach rozbiorów, co można łatwo sprawdzić i skorygować samodzielnie,  niż nie rozumieć mechanizmów, które do nich prowadziły – na przykład: roli Moskwy i kościoła katolickiego. To samo w odniesieniu do ważnych bitew i innych kluczowych wydarzeń historycznych. Czy Królowa Jadwiga musiała poślubić Jagiełłę i komu zależało,  żeby do tego doprowadzić? Datę wydarzenia można znaleźć w ciągu sekund. Zrozumienie jego znaczenia może wymagać pewnej pracy myślowej. Wykorzystajmy, że historia, to przecież fascynujące opowieści. Decyzyjna gra symulacyjna mogłaby tu być wspaniałym narzędziem.

Nie bójmy się anegdoty w naukach przyrodniczych. Zapomnijmy o szczegółach które się nigdy na nic nikomu nie przydadzą. Uczmy, na czym polega praktyczne zastosowanie tych nauk. Na przykład – o zdrowiu. Uczmy ekologii i zrozumienia zjawisk. Uczmy interpretacji informacji na temat przyrodnicze, co ma potencjalnie ważne znaczenie dla elementarnego bezpieczeństwa zdrowotnego ogółu społeczeństwa. Nie torturowanie anatomią pantofelka, a poznawanie różnych aspektów funkcjonowania ekosystemów, z uwzględnieniem mitów o łowiectwie dnia dzisiejszego i o migrowaniu gatunków. A jeżeli już potrzebny jest podręcznik, to raczej coś w stylu “Zwierzęta są głupie i rośliny też”(autor: Marek Maruszczak), który wydaje się bliski ideału. Dowodzi, że można przekazywać rzetelną wiedzę w niepoważnej, bardzo atrakcyjnej formie.  Również i w przypadku nauk przyrodniczych aż prosi się o gry symulacyjne, jako narzędzie. 

Nie “kucie” wzorów z fizyki, matematyki lub chemii, a rozumienie ich stosowania, na praktycznych, codziennych przykładach z życia. Umiejętność zastosowania dźwigni, podstaw geometrii, czy rachunku prawdopodobieństwa może przydać się każdej i każdemu. Ale część elementów obecnego programu warto by pozostawić zawodowcom i osobom zainteresowanym tematem.

…i tak dalej…

Priorytetem powinna być rezygnacja z obecnego rozumienia edukacji szkolnej, która z perspektywy uczniów sprowadza się do Prawa Trzech “Z”: Zakuj, Zdaj, Zapomnij. Aha, i jeszcze do wyszukiwania i powielania “gotowców”. Zmiana – jeżeli nastąpi – będzie wymagała ogromnego wkładu wiedzy, energii i czasu.

Koniecznością wydaje się również przywrócenie edukacji społecznej. Opartej na czterech żelaznych zasadach: prosty, dosadny, prawdziwy i sprawdzalny przekaz.

Wstyd powiedzieć, ale w nawet w siermiężnym PRL radzono sobie z tym lepiej, niż obecnie. Oczywiście, nie trzymano się w pełni powyższych zasad, ale starano się znacznie mocniej. 

Dzisiejsza edukacja społeczna, jeżeli już ktoś jej próbuje, jest przeintelektualizowana, czasami głoszona z wyższością wobec maluczkich (w pojęciu wygłaszających, oczywiście).

Należy przywrócić należną uwagę Myśli Nieuczesanej Stanisława Jerzego Leca: “Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba mówić do ludzi”. 

Promoskiewscy katofaszyści pokazali daleko większą skuteczność, niż pozostałe formacje: ich przekaz nie miał wprawdzie niczego wspólnego z rzetelnością, ale był (i jest) prosty i dosadny. 

Celem proponowanej tu zmiany w edukacji szkolnej i społecznej powinno być rozpowszechnienie myślenia krytycznego oraz podstawowej umiejętności analizy danych. 

Jeżeli nie możemy wprowadzić takiej rewolucji w szkołach (chociaż powinniśmy), to postarajmy się przeprowadzić ją chociażby oddolnie, obywatelsko, w naszych prywatnych kręgach, w nieformalnych grupach. 

Nie sądzę, żeby taka ofensywa edukacyjna mogła zadziałać wśród promoskiewskich katofaszystów. Natomiast w pozostałej części społeczeństwa szansa  sukcesu jak najbardziej jest. Jeżeli tylko przekaz wiedzy będzie prosty, dosadny, prawdziwy i sprawdzalny. Co może wymagać od przekazujących niemałej pracy nad sobą, zanim zaczną dzielić się swoją wiedzą z innymi. 

Powyższa propozycja oznacza rewolucję, wysiłek i bałagan. Może więc, mimo niekorzystnych perspektyw na najbliższe wybory, pozostawić edukację taką, jaka jest obecnie? To zależy. Jeżeli godzimy się na nadciągającą klęskę, to czemu nie? Tym jednak, którzy woleliby zamienić ją w zwycięstwo, pozwolę sobie przypomnieć myśl przypisywaną Albertowi Einsteinowi: Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. 

Dziękuje Pani Emilii Stechnij za znaczącą pracę redakcyjna nad tym tekstem

Verified by MonsterInsights