Proponuję spojrzeć na myśliwych troszkę inaczej, niż wynika to z większości publikacji na ich temat. A konkretnie: z perspektywy medycznej. Zazwyczaj czytam o potrzebie ochrony zwierząt. Tymczasem to myśliwych trzeba otoczyć staranną opieką – z co najmniej dwóch powodów. Zaś państwo polskie powinno dołożyć wszelkich starań, żeby tą opiekę zapewnić.
Powód pierwszy zilustrujmy eksperymentem myślowym: ktoś Wam, Czcigodni Państwo, komunikuje, że lubi zabijać dla przyjemności – bez żadnych innych powodów. Szczyci się tym i zamieszcza fotografie swoich ofiar w mediach społecznościowych. Niemała część z Was pomyśli: obrzydliwy zwyrol. Teraz zmieńmy scenariusz: to samo mówi Wam osoba, którą znacie i – na przykład ze względu na wysokie umiejętności zawodowe – szanujecie. Myślę, że Wasza reakcja może być tu inna: dobry fachowiec, ale ma jakiś problem, który rozładowuje w ten paskudny sposób.
No właśnie. Myśliwi zabijają dla przyjemności. Szczycą się tym. Dorabiają różne ideologie. Reakcja na ich upodobania jest wspólna dla wielu ludzi: zabronić tym chorym sadystom polowania i niech idą do diabła.
Tymczasem wydaje się, że kluczem do rozwiązania problemu jest chandlerowskie pytanie: przed czym uciekasz? Bo odczuwanie przyjemności z zabijania, które nie służy żadnemu innemu, powszechnie akceptowanemu celowi, może świadczyć o patologicznej osobowości. Wobec tego logiczna, a nawet niezbędna, jest próba bliższego ustalenia pierwotnego czynnika, który uruchomił kaskadę patologicznych zmian. Istotą rzeczy nie jest zatem przyjemność z zabijania, lecz to, co ma ona skompensować. Oczywiście, są to kwestie indywidualne, do rozstrzygnięcia w specjalistycznym gabinecie.
O konieczności fachowej opieki nad myśliwymi powinno dodatkowo przekonać nas ich podejście do polowań. Typowy mechanizm wyparcia. Z jednej strony fotki w mediach społecznościowych i buńczuczność w komentarzach – głównie anonimowych, ale nie tylko. Warto wczytać się, na przykład, w komentarze myśliwych do opisu morderstwa jelenia Bartka, który był miejską maskotką Szklarskiej Poręby. Zero wątpliwości.
Argumentami często podnoszonymi przez myśliwych jest rzekome działanie przez nich na rzecz przyrody, a także – kultywowanie tradycji. W obydwu przypadkach jest to objaw aroganckiego nieuctwa (chociaż w pierwszym – bywają nieliczne wyjątki). Rozumiem, że nie wszyscy mają realną wiedzę w dziedzinach przyrodniczych, ale do oceny bredzenia o tradycji wystarczy trochę wyobraźni. Tak, łowiectwo miało kiedyś znaczenie – nie tylko aprowizacyjne, ale jako rodzaj przygotowania militarnego. Trzeba było dobrze jeździć konno, strzelać z różnej broni, której celność była nieporównywalna do dzisiejszej, nawigować bez GPS. I tak dalej. Gdyby wszyscy myśliwi wyrzekli się (całkowicie, nie tylko na czas polowań) praw jazdy, elektronicznych środków łączności, wyrafinowanej broni, noktowizorów, zrezygnowali z bycia znieczulanymi podczas interwencji medycznych, zapomnieli o antybiotykach i wszystkich innych lekach oprócz ziół – wtedy można by było uznać ich za poważnych kapłanów tradycji… Oczywiście można kultywować tradycję, ale w formie dostosowanej do dzisiejszych realiów. Z zachowaniem umowności, niekiedy daleko idącej. Ochotnicza służba na wielkich żaglowcach podczas wakacji, różne foto-safari, historyczne grupy rekonstrukcyjne, zespoły muzyki dawnej albo dawnych tańców… Nigdzie tam nie ma krwawej dosłowności myśliwych.
Jest jeszcze jeden, głęboko dramatyczny aspekt sprawy: dzieci na polowaniach. Jestem bardzo ciekaw wyników badań (jeżeli takie istnieją) oceniających ich psychikę – w perspektywie krótkoterminowej i wieloletniej. Oczywiście, w odniesieniu do porównywalnej populacji, która nie zaznała takiego doświadczenia. Szczególnie interesujące byłyby dla mnie trzy parametry: poziom lęku, poziom agresji i empatia. A także skłonność do przemocy wobec otoczenia ludzkiego i wobec zwierząt. W podcaście, do którego ten tekst jest wprowadzeniem, poproszę o odpowiedź na te wątpliwości Panią Psycholog.
Drugi powód koniecznej opieki nad myśliwymi może być nazwany medycznie “Zespołem dzika”. Od jakiegoś wszystkie postrzały ludzi, psów, zwierząt chronionych, etc., sprawcy usprawiedliwiają w jeden sposób: pomyliłem z dzikiem. Rzadziej – z lisem (na przykład, niedawno: wilka Lego). Jeżeli pomylił kogoś lub coś z dzikiem, to istnieją dwa podstawowe wytłumaczenia: albo nie widział, albo nie myślał. Jeżeli nie widział, to znaczy, że cierpi na poważne upośledzenie wzroku. Do czasu uzyskania korekty widzenia (okulistyka może wiele) powinien stracić pozwolenie na broń. Jeżeli nie myślał, to znaczy, że podjął decyzję o strzale, nie będąc pewien do czego strzela. Czyli problemem jest sprawność decyzyjna, a mówiąc wprost – jakość myślenia. Na to zazwyczaj skutecznej terapii nie ma, więc zakaz posiadania broni palnej powinien być natychmiastowy i dożywotni.
Za istnieniem poważnych problemów mentalnych u myśliwych przemawia dobitnie ich własne postępowanie. Najbardziej widoczne są trzy elementy.
Chęć utrzymania anonimowości: pokazywane są trupy zwierząt, ale twarze myśliwych – już nie zawsze, a nazwiska – wyjątkowo rzadko. Również listy członków kół łowieckich nie są publicznie dostępne. Czyżby myśliwi podejrzewali, że nie wszyscy ich kochają równie mocno, jak oni siebie samych?
Polski Związek Łowiecki – jest organizacją całkowicie niezależną od państwa i pozostającą poza jego kontrolą. Chroni swoich członków tworząc w istocie zamknięty krąg ludzi zapewniających sobie nawzajem bezkarność. Czy tylko mi kojarzy się to z przestępczością zorganizowaną? I czy niepojętą nietykalność PZŁ można wytłumaczyć nieskrywaną sympatią ze strony członków poprzednio i obecnie rządzących koalicji? A tak przy okazji – warto pamiętać, że poczucie bezkarności jest wzmacniaczem takich patologii osobowości, o jakich wspominałem powyżej.
Bardzo znaczący w tym kontekście jest brak zgody myśliwych na badania lekarskie postulowane przez obecne władze. Zapewne wiedzą doskonale, że większość z nich tych testów nie przejdzie pomyślnie.
Jak widać, są mocne powody, żeby myśliwych otoczyć troskliwą opieką medyczną. Dla bezpieczeństwa ich własnego, innych ludzi, oraz zwierząt. I pomimo oczywistego faktu, że sami myśliwi tej ochrony nie chcą.
Ochrona myśliwych powinna opierać się na prostych zasadach:
- Każdy myśliwy powinien/powinna być corocznie poddawany/poddawana badaniom psychiatrycznym u losowo (ważne!) wskazanych zespołów psychiatrów. Badania powinny być odpłatne. Do czasu uzyskania pozytywnej opinii, myśliwy powinien mieć czasowo cofnięte zezwolenie na broń. Wynika to z faktu, że psychiatrów jest zbyt mało, więc czas oczekiwania na badania może być długi. Cofnięcie zezwolenia blokowałoby zaś kreatywne lawirowanie w stylu: tak, zrobię, zapisałem się, ale termin mam za dwa lata.
Negatywna opinia psychiatryczna lub odmowa poddania się badaniom powinna skutkować natychmiastową, dożywotnią utratą zezwolenia na jakąkolwiek broń.
Czas oczekiwania
- Zakaz uczestniczenia dzieci w polowaniach.
- Ponieważ myśliwi twierdzą, że swoimi działaniami kultywują kulturę, to należy ich odpowiednio docenić: listy członków kół łowieckich powinny być jawne i dostępne ciągle, bez ograniczeń.
- Likwidacja Polskiego Związku Łowieckiego – przejęcie jego kompetencji i obowiązków przez jednostkę organizacyjną państwa, podlegającą demokratycznej kontroli. W razie blokady takich działań przez polityków wysoce zasadne byłoby referendum. Mam nadzieję, że znajdą się w tej sprawie chętne liderki lub liderzy, o odpowiedniej pozycji w społeczeństwie.
Zapraszam Państwa na podcast, z którego dowiecie się jeszcze więcej o psychologicznych problemach myśliwych – rozmowę z Panią Doktor Anną Mierzyńską, psychologiem klinicznym.