Posiadanie psa służy terapeutycznie ciału i duszy. Teraz mamy na to wymierne dowody, a co najmniej mocne poszlaki.
Czasy są trudne, co widać w gabinetach kardiologów. Do stresu codzienności dochodzi fatalna ewolucja kulturowa, świetnie zdefiniowana niedawno przez Joannę Cieślę: z cywilizacji relacji stajemy się cywilizacją wymiany.
Wynikającymi stąd następstwami są słabnące więzi międzyludzkie, poczucie samotności, a w końcu – coraz powszechniej występująca depresja. Ta zaś odbiera nie tylko poczucie szczęścia (czy chociażby zadowolenia), jest również potężnym czynnikiem ryzyka chorób układu krążenia: nadciśnienia tętniczego, zawału serca, udaru mózgu, prowadzących do istotnego inwalidztwa lub przedwczesnej śmierci. Problemy te nasilają się szczególnie w średnim i starszym wieku. Na szczęście zaczynamy poznawać sposoby przeciwdziałania i właśnie przed dwoma tygodniami do naszej wiedzy dołożono bardzo ważną cegiełkę.
Podczas niedawnej konferencji American Heart Association, poświęconej prewencji w chorobach układu krążenia, grupa autorów ze Szwecji zaprezentowała pracę na temat ryzyka chorób układu krążenia u posiadaczy psów, określonego na podstawie analizy wieloletnich danych z bardzo dużej populacji.
W Szwecji dostęp do danych o stanie zdrowia obywateli jest łatwiejszy niż w innych krajach. Ponadto od 2001 roku istnieje tam obowiązek rejestrowania psów. Badacze przeanalizowali dane 3 113 864 (!) osób mieszkających w Szwecji na stałe, będących w 2001 roku w wieku 40-75 lat. 169 395 osób z tej grupy (czyli 5,4 proc.) było wówczas posiadaczami psów. Analizowano występowanie chorób układu krążenia oraz śmiertelność w badanej populacji od 2001 roku do końca 2012, czyli na przestrzeni 11 lat.
Tak długi okres obserwacji, obok dużej liczebności grupy badanej, pozwolił na otrzymanie wiarygodnych statystycznie danych. Ich analiza wykazała, że wśród posiadaczy psów zapadalność na choroby układu krążenia i śmiertelność były niższe niż wśród osób nieposiadających psów. Oczywiście – można by stwierdzić, za niektórymi komentatorami: właściciele psów muszą regularnie z nimi wychodzić. Zaś regularne spacery to udowodniony czynnik obniżenia ryzyka kardiologicznego. Wpływają bowiem korzystnie na ciśnienie krwi, masę ciała, a także na poziom cholesterolu i trójglicerydów. Zwłaszcza pierwsze dwa czynniki przekładają się nie tylko na niższe ryzyko chorób kardiologicznych, ale również na niższą śmiertelność (czyli mówiąc po ludzku: dłuższe życie).
W tym kontekście pies byłby wyłącznie czymś w rodzaju pozytywnego atrybutu prozdrowotnego, takiego samego jak rower, kijki do nordic walking czy karnet na siłownię. No, może z tą różnicą, że żaden z wymienionych przedmiotów nie egzekwuje korzystania z niego równie skutecznie jak pies egzekwujący od właściciela należne mu wyjście na spacer. W ogólnym rozrachunku jedyną zatem (chociaż w żadnym wypadku niezaniedbywaną) różnicą byłoby wymuszenie systematyczności.
Autorzy badania poszli jednak dalej. Podzielili posiadaczy psów na żyjących samotnie i pozostałych, po czym ponownie przeanalizowali historię stanu ich zdrowia. Wyniki wykraczają daleko poza to, czego możną spodziewać się na podstawie podanych powyżej, dosyć oczywistych przesłanek. Ogólne ryzyko chorób układu krążenia wśród żyjących w związkach posiadaczy psów było niższe o 15 proc. w porównaniu do grupy nieposiadającej psów, ale dla samotnych posiadaczy psów owo obniżenie ryzyka wyniosło aż o 39 proc. (!).
Korzystny wpływ posiadania psa na śmiertelność to – odpowiednio w obydwu podgrupach – spadek o 12 proc. i 35 proc. Co więcej – posiadanie psa przez osoby żyjące w związku nie wpływało istotnie statystycznie na ryzyko udaru mózgu ani zawału serca, podczas gdy wśród samotnych właścicieli psów obniżenie ryzyka wyniosło 11 proc. dla udaru mózgu i 10 proc. dla zawału serca. Wszystkie te wyniki upoważniają do wysunięcia wniosku, że pies działa terapeutycznie w stanach samotności i depresji, i że ten wpływ jest wymierny. Można również stwierdzić, że wykracza on daleko poza skłanianie właściciela psa do umiarkowanego, lecz systematycznego wysiłku fizycznego.
Samotność i depresję najlepiej leczy odbudowanie lub stworzenie więzi międzyludzkich. Jednak niezwykła więź emocjonalna pomiędzy człowiekiem a psem może umożliwić przetrwanie trudnych chwil. Niekiedy bardzo długich. Poza tym pies ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę, a nawet przewagę nad ludźmi, bezcenną w dzisiejszych czasach: nie zajmuje się polityką.
PS
Serdecznie dziękuję pozostałym komentatorom poprzedniego wpisu za wspaniałą dyskusję. Poruszyli Państwo kilka bardzo ważnych tematów, do których mam nadzieję wrócić niebawem. Na razie jednak, dzięki Wielkiemu Bratu i Jego Wesołej Gromadce, znalazłem się ponownie w sytuacji faceta, który próbuje wygłosić pogadankę BHP podczas wybuchu wulkanu. Obawiam się, że może doświadczyć braku zainteresowania. Dlatego podczas kolejnych erupcji inwencji Wielkiego Brata będę koncentrował się na tematach ściśle medycznych, licząc na to, że komuś się po prostu przydadzą.
17 marca 2016