Bez rozgłosu (i bardzo dobrze) pojawiły się przepisy dotyczące spraw daleko ważniejszych niż polityka.
Nowe przepisy zmieniają formalne zasady orzekania o śmierci mózgu. Nie są żadną rewolucją, ale dobrze ilustrują ewolucyjne przemiany, jakie następują w medycynie i w naszym do niej podejściu. Podstawowe zmiany, w odniesieniu do stanu poprzedniego, są dwie.
Pierwsza to zmniejszenie liczby lekarzy, niezbędnej do orzeczenia śmierci mózgu. Teraz muszą być to dwie osoby. Jedna to specjalista w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii lub neonatologii, a druga – neurolog, neurolog dziecięcy lub neurochirurg. Dotychczas lekarzy musiało być trzech. Ten trzeci był pozostałością dawnych czasów, gdy według ówczesnych poglądów główną przyczyną śmierci mózgowej były szeroko rozumiane czyny zabronione. Potrzebny był zatem specjalista medycyny sądowej, mający przygotować odpowiednią dokumentację dla ekipy dochodzeniowej i sądu.
Druga zmiana przepisów dotyczy stwierdzenia nieodwracalnego zatrzymania krążenia, jeżeli od zmarłego mają być pobrane narządy do transplantacji. Dotychczas wystarczył do tego jeden lekarz, teraz niezbędnych będzie dwóch. Zespół będzie składać się ze specjalisty w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii lub neonatologii oraz specjalisty w jednej z pięciu dziedzin: medycyny ratunkowej, medycyny wewnętrznej, kardiologii, kardiologii dziecięcej lub pediatrii. Warto podkreślić, że procedura stwierdzania zgonu przez dwóch specjalistów jest wymagana tylko przed pobraniem narządów, ale nie przed pobraniem tkanek (np. rogówki), gdy wystarczy orzeczenie przez jednego lekarza.
Tyle suchych szczegółów. Pozwólmy sobie na chwilę refleksji. Jesteśmy bowiem świadkami ewolucji w medycynie. Cichej (jak to z ewolucjami bywa), ale bardzo daleko idącej.
Śmierć mózgu nie jest w dzisiejszych czasach przede wszystkim następstwem czynów zabronionych. Dużo częściej wynika z bezradności medycyny wobec ciężkiej choroby lub poważnego urazu, niebędącego wynikiem przestępstwa.
Co więcej, patrząc ex post na proces umierania, widzimy, że jest on rozmyty w czasie, jeżeli taka choroba jest leczona w szpitalu, w warunkach intensywnej terapii. Bo obserwujemy w takich stanach nie dysfunkcję jednego organu, ale postępujące zaburzenia wielonarządowe. Większość z nich jest potencjalnie śmiertelna, nawet gdyby wystąpiły z osobna. Zaburzenia oddychania, niewydolność serca i układu krążenia czy niewydolność wątroby to tylko niektóre z nich. Dzisiejsza medycyna dysponuje, na szczęście, środkami zaradczymi. Jeżeli człowiek nie oddycha lub oddycha nieefektywnie, to można go podłączyć do respiratora, który będzie oddychał za niego. Niewydolne serce można wspomóc farmakologicznie, a niekiedy nawet mechanicznie. Niewydolne nerki można odciążyć, dializując pacjenta. Takie metody pozwalają przeprowadzić chorego przez najcięższą fazę choroby, niekiedy nawet ku pełnemu wyzdrowieniu.
Jednak czasami nawet najbardziej wyrafinowana wiedza i technologie medyczne nie wystarczą. Obserwujemy pogłębianie się uszkodzenia narządów. Dostają zbyt mało tlenu, są zatruwane produktami własnego metabolizmu organizmu. W pewnym momencie umiera mózg. Pacjent oddycha, bo oddycha za niego maszyna. Serce pracuje, bo jest wspierane lekami, a niekiedy również sprzętem. Ale to jest ten moment, kiedy trzeba powiedzieć „dość, przegraliśmy”. Wraz z ustaniem funkcji mózgu zgasła nadzieja na powodzenie działań medycznych. Trzeba wyłączyć aparaturę. Oczywiście, zanim taka decyzja zostanie podjęta, niezbędna jest zgodna decyzja dwóch lekarzy specjalistów.
Tak przy okazji – zastanawiam się, co mają na myśli wszyscy prolajferzy, kiedy powtarzają swoją mantrę o ochronie życie „do naturalnej śmierci”. W naszej bowiem strefie cywilizacyjnej śmierć bardzo często nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek „naturalnością”.
Daleko trudniejsza niż opisane powyżej stwierdzenie śmierci mózgu jest decyzja o rozpoznaniu nieodwracalnego zatrzymania krążenia, gdy od zmarłego mają być pobrane narządy do transplantacji. Bardzo istotną rolę, poza oczywistymi czynnikami merytorycznymi, odgrywa tu presja czasu, bo od takiego rozpoznania do pobrania narządów nie może upłynąć go zbyt wiele.
Transplantacja narządów uratowała życie wielu ludzi w Polsce. To wspaniałe. Pamiętajmy jednak, skąd biorą się narządy do przeszczepu. Poza dawcami rodzinnymi wszyscy inni to ludzie w dobrym stanie biologicznym, u których zatrzymanie krążenia nastąpiło bez poprzedzających je okoliczności, pozwalających je przewidzieć. Najczęściej w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Stwierdzenie, że nic nie da się już zrobić, żeby takiego – młodego zazwyczaj – człowieka uratować, jest szczególnie trudne. Zwłaszcza w czasach, gdy medycyna może coraz więcej. Dobrze, że zwiększono liczbę lekarzy konieczną do stwierdzenia nieodwracalnego zatrzymania krążenia w takich okolicznościach.
W tym smutnym wpisie jest dobra wiadomość – dla tych, którzy na przeszczep czekają. Odmowa zgody ze strony rodziny zmarłego na pobranie narządów do przeszczepu zdarza się coraz rzadziej, według niektórych transplantologów staje się wręcz rzadkością.
Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszy wpis jest dla większości z Państwa bardzo odległy od tego, co absorbuje Państwa w codziennej rzeczywistości. Jestem jednak przekonany, że warto mieć świadomość spraw pozornie drugoplanowych, które w ostatecznym rozrachunku okażą się zapewne ważniejsze – zwłaszcza od politycznych awantur, o których za miesiąc nikt nie będzie pamiętał.
9 maja 2017