Trochę mi smutno, że część dyskutantów nie zechciała odróżnić depenalizacji od bezkarności. Nie porównywał bym również szkodliwości wynikającej z okazjonalnego używania od tej będącej następstwem ewidentnego nadużywania.
Panie Altec, Panie Ski, nigdzie nie napisałem, że marihuana to samo dobro, a tym bardziej, że namawiam do jej nielimitowanego stosowania. Otóż, po pierwsze, namawiam do tego, by kilka gramów suszu, lub posiadanie w domu od 1(prawo belgijskie) do 5 (prawo czeskie) roślin nie były karane. Jeżeli już zaś miałyby być karane (czemu jestem zdecydowanie przeciwny), to nie więzieniem, lecz pracami społecznymi. Tak jest w niektórych landach Niemiec. Pozostałe przyjmują zasadę nie karania za posiadanie niewielkich ilości, honorując zalecenie Sądu Najwyższego Republiki. W dyskusjach chętnie wspomina się o tym, że marihuana jest dozwolona w Holandii (wspominając przy okazji jej nieortodoksyjny obyczajowo wizerunek w wielu kwestiach), a pomija się praworządną do granic wytrzymałości Szwajcarię. Po drugie: przypominam Panom, ze nieumiarkowane, lub niezgodne z prawem, stosowanie wielu rzeczy nie podlegających istotnym ograniczeniom prawnym może nieść ze sobą katastrofalne skutki dla jednostki, a niekiedy – dla większych grup społecznych. Przykłady? Jedzenie, niejedzenie, czekolada, papierosy, alkohol, trening fizyczny, noże kuchenne, etc.
Panie Doktorze „Skool” Skulski, serdecznie dziękuję za udział w dyskusji i to pod własnym nazwiskiem. Czuje się zaszczycony. Pozwalam sobie jednak na małą polemikę. Proszę mi wybaczyć, jeżeli – jako prosty kardiolog – palnę jakieś merytoryczne głupstwo. Z moich nikłych wiadomości wynika, że skłonność do nadużywania substancji psychotropowych jest większa u osób z zaburzoną osobowością. W tym kontekście THC psuje coś, co było już zepsute i jego szkodliwość jest tu bezdyskusyjna. Czy mam rację? Będę wdzięczny za Pański komentarz. Z drugiej strony – mam nadzieję, że Pan to przyzna – Pańscy pacjenci, to nie jest tzw. populacja ogólna: preselekcją jest tu nasilenie choroby. To kłopot wszystkich specjalistów, analogicznie dla kardiologa zastraszająca jest częstość zawałów, a dla dermatologa – „francuskiej choroby”. Nie wiem, czy istnieją badania na temat powikłań psychiatrycznych stosowania marihuany wśród okazjonalnych palaczy.
Co do komentarza Pani/Pana mtwapa, to piszę o nim z tym większą przykrością, że bardzo doceniam fakt sprawdzenia danych źródłowych, a również i to, że nasze konkluzje były zbieżne. Jednak jest jest on przykładem manipulacji w prezentowaniu i interpretacji danych. Po pierwsze – wyjęto z kontekstu abstraktu jedno stwierdzenie, że średnia palenia marihuany w grupie badanej wynosiła 2-3 epizody miesięcznie, uznając je arbitralnie z kluczowe. Nawet, jeżeli tak było, to o takich właśnie palaczach pisałem – przeciętnych użytkownikach marihuany. Autor(ka) komentarza nie zechciał(a) wspomnieć, że u intensywnych palaczy, zdefiniowanych jako ponad 20 epizodów miesięcznie, również nie odnotowano pogorszenia czynności płuc. To jest selekcjonowanie danych w celu wsparcia własnego punktu widzenia. Trochę nieładnie… Poza tym – jeżeli porównujemy szkodliwość dwóch różnych używek, to liczby niekoniecznie mogą być równe. W ten sposób musielibyśmy porównywać szkodliwość papierosów i fajki, szukając osób wypalających 20 fajek dziennie, bo taka jest przeciętna dzienna dla polskiego palacza papierosowego…
29 lipca 2012