Na zakończenie roku, przy okazji szczepień przeciwko SARS-CoV-2, decydenci napluli w twarz personelowi medycznemu na pierwszej linii, szczepiąc artystów i polityków.
Historia jest prosta. Dzisiaj Leszek Miller pochwalił się szczepieniem przeciwko SARS-CoV-2. Ale to jeszcze nic. Na grupie rezydenckiej na FB pojawił się komunikat, że na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym od początku tygodnia – prócz personelu medycznego – szczepieniom poddawani są także artyści i inne „osoby znane”.
Żadnej z tych osób nie da się nijak podciągnąć pod kwalifikację do grupy „zero”, która teraz powinna być szczepiona. To znaczy do personelu z pierwszej linii kontaktu z pacjentami: lekarskiego, pielęgniarskiego, ratowniczego, laboratoryjnego etc.
Co więcej, władze WUM w ogóle się tego nie wypierają. Uważają szczepienie celebrytów w pierwszej grupie za wręcz słuszne. W swoim wczorajszym komunikacie napisały m.in.: „Tym większą rolę odgrywa udział naszej społeczności w promowaniu szczepień poprzez udział w tej akcji. Zgodnie z sugestią NFZ szczepieniami w dniu dzisiejszym objęto też szereg osób ze świata kultury, m.in. aktorów, kompozytorów, reżyserów, którzy będą promować w Polsce ideę szczepień przeciw covid-19”.
Nasuwają się pytania. Najpierw do NFZ i władz WUM: czy naprawdę wyszczepiliście wszystkich tych ludzi, którzy pracują po 24 godziny z pacjentami, niekiedy nie mając czasu zdjąć z twarzy maskę na dłużej niż kilka minut?
Czy macie świadomość, że wobec pojawiających się już opóźnień w szczepieniach personelu narażacie tych ludzi i robicie to całkiem świadomie?
Dlaczego wybitni aktorzy nie mogą poczekać dwóch tygodni, a ludzie, którzy narażają się codziennie, mogą waszym zdaniem bez problemu?
Czy macie świadomość, że ci, których właśnie ostentacyjnie zlekceważyliście, mogą uratować komuś życie, a także że zapamiętają Wam ten wyraz jawnej pogardy i będzie to kolejny czynnik skłaniający niektórych do opuszczenia kraju w przewidywalnej przyszłości?
Jest jeszcze jedna kwestia, nazwijmy ją logistyczną. Udział celebrytów w akcji szczepień będzie miał kapitalne znaczenie po 15 stycznia, kiedy rozpoczną się otwarte zapisy. Bo rzeczywiście musimy jako społeczeństwo osiągnąć wysoką wyszczepialność, żeby można było liczyć na stłumienie epidemii i na to, że kraj wróci przynajmniej w pobliże normalności.
Tylko zastanawiam się, czy taki cel pozwolą osiągnąć np. wybitni aktorzy teatralni? Jaki odsetek społeczeństwa bywa w teatrach? Motorem kampanii na rzecz szczepień przeciwko wirusowi poliomyelitis był niegdyś Elvis Presley. No właśnie. Nie wiem, kto mógłby być takim Presleyem tej epidemii. Może Robert Lewandowski? Może jakaś gwiazda disco polo (przepraszam, ale nie znam nazwisk)?
Jeżeli jednak w imię skuteczności społecznej miałbym zaszczepić jedną wybitną aktorkę teatralną zamiast lekarki, pielęgniarki albo ratowniczki, to wybrałbym którąś z nich, mimo że mogę być entuzjastycznym fanem gwiazdy teatru. Tym bardziej że opóźnienie szczepienia, liczone w dniach, ma zupełnie inne znaczenie praktyczne dla artystów, a inne dla medyków.
No i jeszcze jedno – jeżeli szczepienie celebrytów ma stworzyć wzorce dla szczepionkosceptyków, które zmienią ich poglądy, to przeprowadzanie całej akcji „po cichutku” nie bardzo do takiej koncepcji pasuje. Już raczej myślimy o głupio pokrętnym uzasadnieniu niegodziwości.
Teraz pytanie do artystek i artystów, a także różnej maści celebryctwa z politykami na czele: czy potraficie docenić wagę wyboru, jaki właśnie został dokonany na waszą korzyść? Jeżeli tak, to dlaczego internet i w ogóle media nie gotują się od zalewu informacji z Waszej strony, że trzeba się szczepić? Bo jakoś nie zauważyłem.
Jeżeli uważacie, że coś sobie załatwiliście, więc nie ma po co drążyć tematu, to znaczy, że na samo zakończenie koszmarnego 2020 r. dopadła Was nierzadka dolegliwość spotykana podczas tej epidemii: zanik elementarnej przyzwoitości.
31 grudnia 2020