Kolejny raz to, co podpowiadała nam intuicja, znajduje bardzo mocne potwierdzenie naukowe. Umiarkowane spożywanie alkoholu chroni przed rozwojem bardzo groźnej choroby – niewydolności serca.
Opinie na temat wpływu alkoholu na stan naszego zdrowia są niejednoznaczne. No bo z jednej strony tzw. fenomen francuski – czyli mniejsza zapadalność na choroby serca w populacji wypijającej zdecydowanie sporo wina w ciągu roku. Z drugiej jednak strony – ta sama populacja jest dużo bardziej niż inne narażona na choroby wątroby. Z trzeciej – nie można bagatelizować ryzyka uzależnień.
Jak zatem jest z tym kieliszeczkiem (szklaneczką? kufelkiem? a może kilkoma?) dla zdrowia? Pomaga czy szkodzi? Wiadomo od dawna, że prawda leży gdzieś pośrodku, ale mocnych danych było bardzo niedużo. Dlatego tak bardzo cenna jest w tym kontekście praca opublikowana nieco ponad miesiąc temu w „European Heart Journal”.
Badanie było częścią dużego projektu epidemiologicznego ARIC (Atherosclerosis Risk In Communities). Dotyczyło wpływu umiarkowanego, regularnego, długoletniego spożywania alkoholu na rozwój niewydolności serca.
Analiza takiej właśnie zależności ma istotne znaczenie praktyczne. Niewydolność serca jest bowiem chorobą występującą powszechnie. Postępując, prowadzi do pogłębiającego się inwalidztwa. W swoim najbardziej zaawansowanym stadium jest obarczona śmiertelnością wyższą niż większość nowotworów. Stąd zapobieganie jej rozwojowi i zahamowanie jej postępowania stanowią jedne z podstawowych wyzwań współczesnej medycyny, o dużym znaczeniu czysto medycznym, ale i społecznym.
Zajmijmy się na chwilę metodyką badania. Pisałem już o tym, co sprawia, że badanie naukowe ma szansę odzwierciedlać rzeczywistość kliniczną, a nie być wydumanym lub niechlujnym jej modelem. Nie ma obowiązku pamiętać niegdysiejszych tekstów, więc pozwolę sobie przypomnieć, bo to ważne dla właściwej oceny wartości pracy. Kryteria są proste.
Grupa badana powinna być odpowiednio duża, co zmniejszy ryzyko „przypadków statystycznych”. Obserwacja tej grupy powinna być jak najdłuższa – zwłaszcza w przypadku badania czynników będących elementami sposobu życia, takich jak dieta, wysiłek fizyczny czy właśnie alkohol.
Czynniki te powinny być możliwie precyzyjnie zdefiniowane, a jeżeli to możliwe – zobiektywizowane. Z kolei tzw. parametr końcowy (czyli to, co jest wynikiem wpływu badanych czynników na organizm) powinien być możliwie najściślej zdefiniowany, łatwy do obiektywnej oceny, a jeżeli jest wymierny – również ilościowej. Tyle zarysu podstaw metodyki badań naukowych.
Wspomniana analiza spełnia wszystkie powyższe kryteria. Obserwacji poddano 14 629 osób, u których na jej początku nie stwierdzono objawów niewydolności serca. Czyli – duża grupa i precyzyjne medycznie kryterium. Obserwacja trwała bardzo długo, bo średnio 24 lata (!). Średni wiek na początku badania: 54 lata. Pełne szczegóły demograficzne znajdziecie Państwo w artykule.
Podczas wizyty początkowej oraz trzech kolejnych, odbywanych w odstępach trzyletnich, uczestnicy byli proszeni o określenie ilości spożywanego przez siebie alkoholu.
Jako jednostkę przeliczeniową przyjęto 1 drink zawierający 14 g etanolu. Przyjęto przy tym, że standardowy kieliszek wina (118 ml) zawiera 10,4 g etanolu, kufel piwa (355 ml) – 13,2 g, a kieliszek (44 ml) alkoholu wysokoprocentowego – 15,1 g. Jednostki objętościowe mogą wydać się Państwu dziwne, ale rzecz działa się w USA, a oni takie napitki mierzą w uncjach płynu.
Na podstawie uzyskanych informacji uczestników kwalifikowano do jednej z grup: pijący w przeszłości (ale nie obecnie), abstynenci, spożywający do 7 drinków tygodniowo, 7-14 drinków, 14-21 drinków oraz 21 i więcej drinków.
Pora na wyniki. Najważniejsze wydają się te, które uwzględniły zmiany nawyków związanych z alkoholem podczas pierwszych 9 lat obserwacji. Po skorygowaniu względem innych czynników, mogących mieć wpływ na rozwój niewydolności serca, okazało się, że ryzyko jej wystąpienia w grupie spożywającej do 7 drinków tygodniowo jest o 21 proc. niższe wśród mężczyzn i o 23 proc. wśród kobiet – w porównaniu do abstynentów. Dla pozostałych grup ryzyko to nie różniło się istotnie od wyliczonego dla abstynentów.
Pora na wnioski praktyczne. Regularne spożywanie niewielkich ilości alkoholu (czyli do 7 drinków przeliczeniowych tygodniowo) przez osoby w średnim wieku istotnie zmniejsza ryzyko wystąpienia niewydolności serca. Niewielka dawka alkoholu najprawdopodobniej nie wiąże się z ryzykiem wystawienia efektów niepożądanych, będących następstwem spożywania większych jego ilości.
Warto podkreślić, że spożywanie >14 drinków tygodniowo przez mężczyzn i >7 przez kobiety spełnia kryterium intensywnego picia według definicji National Institute of Alcohol Abuse and Alcoholism. Pozostaje kwestia jakościowa, czyli co pić, skoro wiemy już ile. Czy lepiej wypijać kieliszek wina do obiadu/kolacji, czy też kieliszek nalewki – tego nie wiemy. Nie mamy danych porównujących efekty regularnego picia rożnych napojów alkoholowych w omawianej grupie. Pozostaje zatem spora przestrzeń dla naszej inwencji.
Pewna dystyngowana i wolna od uzależnień dama mawiała przed laty, że alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach. Zważywszy że kilka drinków tygodniowo, wypijanych przez 24 lata, daje ilość bardzo pokaźną, nie pozostaje nic innego, niż uznać ów pogląd za naukowo udowodniony.
Zaś nasze tradycyjne „na zdrowie!” okazuje się toastem bardziej prawdziwym, niż przypuszczaliśmy.
25 lutego 2015