Pan Prezes Wiadomoktóry być może nie zauważył, że popierając bez zastrzeżeń list KEP w sprawie aborcji, zaakceptował podział ludzi na tych, których życie jest bezwzględnie ważne, i na tych, których ważne jest mniej. Mniej ważne ma być życie kobiet. Nie mówimy tu o jakości życia, lecz o jego zachowaniu w sensie czysto biologicznym.
„Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich” – te słowa, po których rozpoczęła się rzeź Beziers, przypominają się po ogłoszeniu listu Konferencji Episkopatu Polski. Autorzy listu, tak samo jak namiestnik apostolski (któremu przypisuje się powyższe słowa), zamanifestowali jednoznacznie, że wzmacnianie politycznej pozycji Kościoła katolickiego jest dla nich nieporównanie ważniejsze niż zdrowie i życie wielu ludzi.
Zabierali głos na temat listu KEP i prolajferskiego projektu ustawy antyaborcyjnej wybitni filozofowie, etycy, dziennikarze i w ogóle ludzie światli. Pozwolę sobie dodać do tej dyskusji komentarz daleko mniej finezyjny, bo czysto medyczny. Czyli punkt widzenia praktyka od bólu, śmierci i niedoli z nimi związanych, a nie intelektualisty. Oczywiście deklaruję jednoznacznie, że jest to mój osobisty punkt widzenia i nie reprezentuję nikogo poza sobą samym (patrz: zakładka „O blogu”).
Zacznijmy od sytuacji najbardziej ewidentnej: ciąża zagraża zdrowiu lub życiu ciężarnej. Pozwolę sobie litościwie nie komentować rozwiązania podanego przez Pana Posła Marka Jurka w rozmowie z Panem Adamem Zandbergiem przed kamerami TVN24: „Jak ciąża zagraża matce, to trzeba leczyć matkę, a nie usuwać ciążę”. Sprawa jest bowiem dramatycznie poważna. Mówimy o sytuacjach, gdy dalsze trwanie ciąży może doprowadzić do utraty życia przez matkę lub do jej istotnego inwalidztwa. No dobrze, żeby wywód uprościć, poprzestańmy na zagrożeniu życia.
Urzeczywistnienie postulatów z listu KEP lub projektu prolajferskiego sprowadza się do decyzji: poświęcamy (cóż za trafne określenie w tym kontekście!) życie matki, by stworzyć szansę uratowania życia płodu. Szansę, bo jeśli matka jest chora, to dziecko nie musi być sprawne. Nie jest nawet pewne, czy przeżyje.
Jednym słowem świadomie doprowadzamy ciężarną do śmierci. Dokonujemy wyboru – jej życie za życie przyszłego dziecka. Nie będę podejmował rozważań, czyje życie jest ważniejsze, bom prosty praktyk. Mam natomiast pytanie: kto podejmie się taki werdykt wydać? Trzeba mieć poważny defekt osobowości, by uzurpować sobie takie prawo.
Co w takiej sytuacji z głoszoną przez Kościół świętością życia? Czy mamy zatem dwie kategorie życia? Życie kobiety jest podrzędne wobec życia wewnątrzmacicznego? Czy wobec tego kobiety są ludźmi drugiej kategorii, czyli podludźmi? Gdzieś już słyszałem to określenie…
Co z lekarzem, któremu KEP i prolajferzy chcieliby zabronić ratowania zagrożonego życia pacjentki? Czy nie jest to nakaz złamania elementarnych zasad etyki lekarskiej? Czy – podsumowując – zrealizowane tego postulatu PES i prolajferów nie będzie w swej istocie wymuszeniem zabójstwa medycznego?
Powyższe rozważania były być może dla Państwa nazbyt oczywiste, przejdźmy zatem do kwestii, których świadomość nie jest już tak powszechna.
Pomyślne, z położniczego punktu widzenia, rozwiązanie ciąży pochodzącej z gwałtu nie zmienia koszmaru w trwającą następnie idyllę. Koszmar trwa. Nie trzeba mieć wielkiej wiedzy psychiatrycznej, żeby wiedzieć, że nakaz donoszenia takiej ciąży może być czynnikiem przyczynowym depresji. Depresja zaś jest przyczyną wielu chorób, ale także wcześniejszej śmierci. Mamy na to dobrze udokumentowane dane.
Takie same odległe następstwa będzie miało wymuszone donoszenie ciąży, gdy dziecko jest ciężko, nieodwracalnie uszkodzone.
Oczywiście, będą kobiety, które po przemyśleniach dokonają wyboru i zdecydują się na donoszenie ciąży. O nich jednak nie mówmy, bo to właśnie ten wolny wybór lub brak możliwości jego podjęcia sprawi, że pacjentka będzie podmiotem lub przedmiotem.
Pozwolę sobie na dygresję, pozornie całkowicie oderwaną od tematu. Jedna z modnych w swoim czasie teorii głosiła, że Napoleon Bonaparte został na Wyspie Świętej Heleny zamordowany przez nieznanych sprawców (Anglików? Rojalistów?), którzy podawali mu z pożywieniem małe dawki arszeniku tak, że zgon nastąpił po wielu miesiącach. Załóżmy przez chwilę, że ta teoria jest prawdziwa (nie wnikajmy, czy jest, bo nie o to tu chodzi). Czy podawanie małych dawek trucizny, prowadzące do odroczonej w czasie, ale zdecydowanie przedwczesnej śmierci, nazwaliby Państwo zabójstwem? Jeżeli nie, to proponuję w tym miejscu przerwać lekturę. Pozostałych Państwa zapraszam – wróćmy do głównego tematu.
Depresja jest dla organizmu trucizną naszych czasów. Dobrze udokumentowaną, w przeciwieństwie do arszeniku Napoleona. Oczywiście już sam gwałt czy świadomość ciężkich powikłań ciąży z pewnością spowodują jej wystąpienie. Jednak nakaz donoszenia ciąży, bez zgody kobiety, jest w istocie kolejnym gwałtem na jej psychice, a w następstwie potężnym wzmacniaczem depresji.
Dodatkową dawką trucizny, którą KEP i prolajferzy dosypią do pożywienia ciężarnej. Również i w tym przypadku pozwolę sobie na stwierdzenie: jest to uzurpowanie sobie prawa do skrócenia czyjegoś życia kosztem innego życia. Dodatkowo – do potężnego okaleczenia kobiety. Psychicznego, a w dalszej konsekwencji fizycznego, jeżeli zrozumiemy, że powstałe w następstwie depresji choroby somatyczne mogą spowodować istotne inwalidztwo.
Jesteśmy zatem świadkami próby wyodrębnienia gorszego gatunku ludzi. Nie jest to podział polityczny ani społeczny, lecz czysto biologiczny. KEP i prolajferzy chcą, by kobietę można było zabić w imię polityki ideologii. Takie są proste, praktyczne implikacje wzniosłych idei przez nich głoszonych.
Te idee bezwarunkowo poparł Pan Prezes w swojej wypowiedzi dla mediów. Mam nadzieję, że zdobędzie się na refleksję i opamiętanie. Chyba że antyaborcyjna krucjata, ze wszystkimi koszmarnymi jej następstwami, ma w intencji Wodza przykryć wojnę o Trybunał Konstytucyjny, co zwiększy szanse, by zwycięsko ją zakończyć. Wraca duch opata Arnaud, namiestnika papieskiego spod Beziers?
7 kwietnia 2016