Antyaborcjoniści, z pozoru zamknięci na otaczający świat, chętnie opowiadają nam o sobie. Poprzez to, co mówią i robią.
Zanim przejdę do sedna, poczuwam się do konieczności usprawiedliwienia się z tytułu. Dlaczego kapłani? Bo mam poczucie, że historia zatoczyła kolejny krąg. O kształcie medycyny każdego czasu decydują zazwyczaj dwie składowe. Pierwsza: nauka, czyli to, co jest współcześnie dostępne obiektywnemu poznaniu. Druga: religia albo ideologia, nienazywana oficjalnie religią.
Te ostatnie oczywiście mają swoich kapłanów. Że wymienieni przeze mnie w dalszym ciągu tekstu kapłani nie są w większości lekarzami? Cóż, nie jest to pierwszy przypadek, gdy o sprawach ściśle związanych ze zdrowiem człowieka i jego biologią wypowiadają się osoby niemające formalnie medycznego wykształcenia. I kiedyś, i dzisiaj nie przeszkadza im to uzurpować sobie prawa do decydowania o najintymniejszych szczegółach życia konkretnych ludzi – w jego biologicznym znaczeniu. Tyle koniecznego usprawiedliwienia. Przejdźmy do rzeczy.
Jedna z zasad rozwiązywania problemów mówi, żeby koniecznie oddzielić ludzi od problemu. Czyli żeby analizować zjawisko w oderwaniu od osób, które w nim uczestniczą. Z osobami publicznymi niezupełnie tak się da. Ich wypowiedzi są powszechnie znane i nie ma sensu bawić się w „zgadnij, kto to powiedział?”. Jesteśmy przy tym mocno przekonani, że czołowi uczestnicy życia politycznego nie są w stanie nas niczym zaskoczyć, bo wiemy o nich właściwie wszystko. Czy aby na pewno? Spróbujmy przyjrzeć się wyznaniom prominentnych osób, ja zaś przekornie nie podam ich nazwisk po to, by zechcieli Państwo skupić się na problemie. Namawiam. Jeżeli ktoś z Państwa zechce, to prawdopodobnie zdoła wytypować autorów poszczególnych wypowiedzi. Prawdopodobnie prawidłowo.
Oto trzy najcenniejsze poznawczo deklaracje na tematy związane z aborcją i prawem jej dotyczącym.
Miejsce trzecie: „Nie mogę zgodzić się ze względów etycznych na projekt, który mówi: róbta, co chceta ze swoim dzieckiem, bo to moje ciało. Trzeba było zdawać sobie sprawę, komu się dawało to ciało i kiedy się dawało i jak się dawało to ciało”. Autor: polityk, niegdyś znany rockman i aktor. Niepijący alkoholik.
Pora na obserwację i dedukcję. Autor wypowiedzi, będąc wybitnym artystą, otoczony był uwielbieniem, co dało mu poczucie, że ma rację. Poczucie, że ma się rację, nie skłania do refleksji. Wydobycie się z alkoholizmu (wyrazy szacunku!) świadczy o mocnym charakterze. Taki charakter, łącznie ze wspomnianym poczuciem własnej racji, jeszcze mniej skłania do dystansu i tolerancji wobec bliższego i dalszego otoczenia. Niektórzy niepijący alkoholicy, wymagając dużo od siebie, zaczynają wymagać równie wiele od świata. Czyli stają się mniej tolerancyjni, ale za to bardziej skłonni do radykalnych poglądów i decyzji.
Nie zaskakuje zatem bezkompromisowy ton wypowiedzi Autora. To, co zdecydowanie jest zaskakujące, to absolutna pogarda dla kobiet, jaka z niej wynika. Zwłaszcza dla kobiet uprawiających seks. Nieważne – z własnej woli czy nie. Z miłości, przyjaźni czy fascynacji. Musi sobie przecież zdawać sprawę, że te dziewczyny, które przychodziły do niego po koncertach, uwielbiały go, a niektóre uwielbiały bezgranicznie. Czy zauroczenie zostało przemienione w czyn – niekoniecznie musi pamiętać. Były przecież okresy w jego życiu, kiedy prawie nie trzeźwiał. I teraz robi z tych dziewczyn ścierki? W imię walki z własnymi demonami przeszłości?
W ten sposób mamy pierwsze mimowolne wyznanie antyaborcjonisty: gardzę kobietami uprawiającymi seks, bo muszę nadrobić czas, gdy nie radziłem sobie sam ze sobą. Być może jeżeli stanę się bardziej tolerancyjny wobec innych, to poluzuję wymagania wobec siebie, a to może skończyć się katastrofą.
Miejsce drugie: „W jednym obszarze należy doprowadzić do zmian. Chodzi o aborcję eugeniczną, czyli ze względu na wady płodu. Mam na myśli zwłaszcza chore dzieci z zespołem Downa, a to jest ogromna większość legalnych aborcji w Polsce. Uważam, że powinna nastąpić zmiana, aby dzieci z zespołem Downa mogły normalnie żyć. Nie widzę powodu, aby wyrażać zgodę państwową na ich eliminację”. Autor: prominentny polityk, niesłychanie skuteczny gracz polityczny z ambicjami, które sam określił jako bycie naczelnikiem państwa. W życiu prywatnym – nigdy nie założył rodziny, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
Tu analiza jest bardzo prosta. Autor jest strategiem na wielką skalę i jak każdego tego typu wodza nie interesują go absolutnie losy pojedynczych ludzi. Jego umiejętność sterowania zachowaniami dużych grup społeczeństwa jest niemała, ale wiedza na temat rzeczywistego znaczenia genetycznie uwarunkowanych wad wrodzonych – zapewne żadna. Widzi fotografie uśmiechniętych ludzi z zespołem Downa, niekiedy odnoszących w życiu autentyczne sukcesy. Jego niewiedza oraz wspomniana niechęć do wgłębiania się w szczegóły sprawiają, że nie wie (i nie chce wiedzieć), że sukces nie jest tu standardem. Jest wynikiem determinacji i ciężkiej pracy wielu ludzi, a zwłaszcza rodziców, którzy w dodatku powinni być wspierani na co dzień przez odpowiednie systemy państwa. Wychowywanie takiego dziecka jest nieprzerwanym, niemającym końca wyzwaniem, na które można się dobrowolnie zdecydować, ale do którego nie wolno nikogo zmuszać.
Co więcej, zespół Downa to nazwa, która obejmuje bardzo szerokie spektrum stanów klinicznych. Od wspomnianych już osób, mogących przy odpowiednim wsparciu żyć i odnosić sukcesy, do takich, które nie są w stanie samodzielnie funkcjonować – mimo największego nawet wsparcia. Część chorych z zespołem Downa nie jest w stanie nawiązać normalnego kontaktu emocjonalnego z innymi osobami. Do tego trzeba dodać występujące niekiedy choroby współistniejące, na przykład wady serca. Czyli może być różnie.
Rzecz w tym, że decyzja o donoszeniu ciąży i urodzeniu dziecka z zespołem Downa jest rodzajem okrutnej loterii. Z badań prenatalnych można dowiedzieć się jedynie, że istnieje trisomia chromosomu 21, czyli anomalia genetyczna powodująca zespół Downa. Nie da się jednak określić, jak choroba objawi się w praktyce. Czy olbrzymim wysiłkiem będzie można zapewnić dziecku funkcjonowanie w otaczającym świecie, czy też – niezależnie od bezmiaru poświęceń ze strony rodziców – będzie to osoba niezdolna do jakiegokolwiek realnego kontaktu mentalnego i emocjonalnego z otoczeniem, choćby w części zapewniającego rozwój osobniczy. Ten zaś warunkuje możliwość i zakres funkcjonowania w społeczeństwie.
Czym innym jest podjęcie ryzyka udziału w takiej genetycznej loterii losu z własnej woli, a czymś zupełnie innym zmuszanie ludzi, by w niej uczestniczyli. To jednak Autora wypowiedzi nie obchodzi, bo wie, że w imię gry politycznej musi pójść na ustępstwa na rzecz środowisk zdecydowanie antyaborcyjnych. Jego wyznanie brzmi więc mniej więcej tak: Nie mam pojęcia, co to jest lęk o zdrowie dziecka ani wychowywanie dziecka z nieuleczalną, przewlekłą chorobą, którą można przewidzieć. Nawet gdybym miał, to polityczna gra, którą prowadzę, wymaga ignorowania losów poszczególnych rodzin, bo taka postawa wzmocni pozycję moją i mojej partii. Czyli też moją.
A zwycięzcą rankingu jest: „[W przypadku gwałtu] Fizjologia, która jest narażona na tak ogromny stres, działa w sposób przeciwny możliwości zapłodnienia. (…) Tak, to jest potwierdzone ogromnym materiałem klinicznym i w literaturze. (…) Doskonale się na tym znam, bo przez 21 lat praktykowałem medycynę w Afryce, wcześniej w Polsce, skończyłem Akademię Medyczną”. Autor: Arcybiskup z wykształceniem lekarskim, przez wiele lat praktykował medycynę w Europie i Afryce. Specyficznego smaczku dodaje fakt, że część swojej praktyki odbył w Rwandzie.
Zamiast analizy – komentarz wybitnej lekarki (obiecałem jej anonimowość, ale pozwoliła mi na zacytowanie jej opinii): „Skoro ksiądz arcybiskup uważa, że stres sprawia, że zajście w ciążę w wyniku gwałtu jest praktycznie niemożliwe, to wniosek jest prosty – te, które jednak zaszły w ciążę, miały z gwałtu frajdę”.
Można tylko dodać, że ogromny materiał kliniczny i publikacyjny, wspierający tezę arcybiskupa, nie istnieje w uznanych powszechnie źródłach.
Pora na odczytanie wyznania: Nie dbam o to, co jest prawdą, bo to ja ustalam, co nią jest. Los kobiet zachodzących w ciążę w wyniku gwałtu jest zjawiskiem na tyle marginalnym statystycznie, że nie wymaga szczególnego zrozumienia ani specjalnego podejścia.
Oto mój prywatny ranking trzech najważniejszych wyznań kapłanów Medycyny Czarnego Czasu. Stanowią świetny przykład substratu do przemyśleń o osobowości – jak ich nazywa pewna mądra i wrażliwa lekarka młodszego pokolenia – Mężczyzn, Którzy Nienawidzą Kobiet. Oczywiście takich wyznań jest dużo więcej. Warte są uwagi, bo zrozumienie sposobu myślenia oponentów może ułatwić ich przekonanie lub zwyciężenie.
Oczywiście nie wszystkie zachowania antyaborcjonistów warte są czasu i energii. Niedawno jeden z wysokich funkcjonariuszy Sejmu złamał jego regulamin, a następnie nazwał część posłów małpami. Wycofał się z tego, tłumacząc, że nie chce obrażać małp. Cóż, dał dowód, że władza, wypielęgnowany zarost oraz garnitur nie czynią człowieka. Można by nawet pomyśleć, że mimo tych atrybutów można pozostać… na przykład warzywem. Na przykład takim, z którego robi się popularną, bardzo smaczną zupę. Nie wolno jednak tak myśleć. Nie należy obrażać żadnych warzyw.
Życzę Państwu owocnych analiz.
23 października 2016