Ubiegłotygodniowy Światowy Dzień Walki z Rakiem to świetna okazja, żeby przypomnieć, że w tej walce dysponujemy skuteczną bronią. Niestety, całkiem świadomie z niej rezygnujemy.
Dwa czynniki mogą zwiększyć nasze szanse w walce z rakiem. Są dostępne dla każdego z nas. Wystarczy trochę się postarać.
Pierwszy element sukcesu to świadomość czynników ryzyka. Przykład? Proszę bardzo. Niedawno rozmawiałem z bardzo wykształconą panią, humanistką, której erudycja budzi we mnie głęboki podziw. Jest w trakcie chemioterapii z powodu raka piersi. Zastanawiała się, skąd to paskudztwo się wzięło. No bo gdyby rak płuc, nie miałaby wątpliwości, że z papierosów. Tymczasem to, że rak piersi jest typowym nowotworem „papierosozależnym”, jest wiedzą na poziomie studenckim. Niestety, nie szerzy się jej wśród społeczeństwa. Rozmawiałem z wieloma kobietami palącymi papierosy – żadna z nich nie miała świadomości, że to właśnie papierosy są czynnikiem ryzyka raka piersi. Z mojego punktu widzenia – jako prostego lekarza – jest to wstrząsające.
Do nieświadomości czynników ryzyka dochodzi jeszcze mechanizm wyparcia. Można go przetłumaczyć na język potoczny w ten sposób (na przykładzie palenia papierosów): „Niektórzy palą latami i nic im nie jest. To może i mnie nie będzie. A poza tym – niektórzy prowadzili się nienagannie i też dostali raka. To po co się starać?”.
Fakt. Jeżeli mówimy o ryzyku związanym z wpływem jakiegokolwiek czynnika na wystąpienie jakiejkolwiek choroby, to posługujemy się rachunkiem prawdopodobieństwa. Ryzyko populacyjne (zachoruje 87 ze 100) przenosimy na indywidualne. No i każdy uważa, że będzie wśród tych trzynastu procent, dla których los będzie łaskawy. W dodatku z tyłu głowy mamy tych, którzy zachorowali mimo unikania czynników ryzyka. Przemysł tytoniowy zrobi wszystko, żeby ten sposób myślenia zakorzenił się w naszych głowach. Sorry, nic osobistego, po prostu biznes… Tymczasem warto zastanowić się nad następującym podejściem: eliminacja czynników ryzyka (oczywiście w granicach rozsądku) nie daje gwarancji, ale bardzo zwiększa szansę, że nie zachorujemy.
Drugi element podwalin walki z rakiem to świadomość, że wczesne wykrycie daje w przypadku większości nowotworów złośliwych olbrzymią szansę pełnego wyleczenia. Co nam w tym przeszkadza? Mechanizm wyparcia. „Dopóki się nie badam, nie ma problemu”. „Jak się pójdzie do lekarzy, to oni na pewno już coś człowiekowi znajdą”. Takie podejście to świetna metoda, żeby rak został rozpoznany w momencie, gdy skuteczne leczenie będzie już niemożliwe.
Żeby nie skończyło się na akademickim ględzeniu, pozwolę sobie na wiosek praktyczny.
Uważam, że rząd i opozycja powinny poszerzyć wiedzę na temat profilaktyki nowotworowej co najmniej tak agresywnie, jak czynią to w przypadku propagowania swoich idei politycznych. Dlaczego mieliby tak robić? Rząd – bo ma obowiązek troszczenia się o obywateli, który sam na siebie przyjął. Dotyczy to również posłów partii rządzącej niebędących w rządzie. Zostali wybrani przez suwerena, by dbać o jego sprawy.
Opozycja zaś powinna prowadzić kampanie edukacyjne, żeby wreszcie raz pokazać, że zależy jej na społeczeństwie w wymiarze praktycznym, który dotyczy i obchodzi nas wszystkich. W odróżnieniu od różnych konfliktów o głębokim znaczeniu politycznym, niezrozumiałych niestety dla znacznej części społeczeństwa, czy się nam to podoba, czy nie. Gdyby opozycja niechcący przedstawiła jakieś swoje, w miarę konkretne, pomysły w kwestiach profilaktyki i wczesnego wykrywania nowotworów, to byłoby jeszcze piękniej. Pokazałaby bowiem, że staje się opozycją pozytywistyczną, na co – jak mi się wydaje – czeka bardzo wiele osób.
Tak czy inaczej władza i opozycja powinny w tym przypadku działać w tym samym kierunku. Bo przecież rak jest wspólnym wrogiem nas wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych.
6 lutego 2017