Co mają wspólnego papierosy, szarlatani i hejt na medyków?

Jakby mało było tego, co się dzieje z wyborami – jak grom z jasnego nieba walnęła wieść, że papierosy pomagają w przebyciu Covid-19. Francuscy i chińscy badacze podali zgodnie, że odsetek palaczy wśród chorych jest niższy niż odsetek palaczy w populacji. Czyli że coś ich chroni.

Zrobiła się mała konsternacja, bo dla wszystkich było jasne, że skoro wirus SARS-CoV-2 uszkadza przede wszystkim płuca, to każdy czynnik dodatkowo działający niekorzystnie na układ oddechowy powinien takie uszkodzenie ułatwiać i nasilać. A papierosy niekorzystne są niewątpliwie, o czym wszyscy wiedzą.

No dobrze, nie wszyscy – tylko umiejący czytać ze zrozumieniem. Reszta przyjmuje rzecz na wiarę i ma nadzieję, że to nieprawda. W każdym razie widać było zakłopotanie naukowców owymi danymi. Wydawała się bowiem ziścić (przynajmniej częściowo) wizja Mistrza Andrzeja Mleczki, opublikowana przezeń już w 1978 r. (!) w książce „Obrazki” (wyd. Iskry, reprodukcja za zgodą autora):

Świat naukowy rzucił się na poszukiwanie wyjaśnienia i wysnuto wniosek, że to nie papierosy są zdrowe, lecz nikotyna. Cały wywód merytoryczny na temat mechanizmów działania nikotyny w zakażeniu SARS-CoV-2 precyzyjnie przedstawił Paweł Walewski, którą to lekturę serdecznie Państwu polecam.

Ze swej strony pozwolę sobie skupić się na rzeczach mniej wyrafinowanych, ale moim zdaniem ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa każdej i każdego z nas. Wróćmy zatem do historyjki. Po wykryciu, że to najprawdopodobniej nikotyna (a nie papierosy) może działać ochronnie, zakłopotanie wśród komentatorów wyraźnie osłabło. 

Nastąpiły jednak dające do myślenia zjawiska, których nie warto przegapić. Pojedyncze doniesienia z Francji mówiły o wzroście zapotrzebowania na wyroby tytoniowe, a następnie na plastry nikotynowe. Nie mam możliwości weryfikacji tych informacji, ale przynajmniej co do pierwszej dysponuję pewnym potwierdzeniem nie wprost. Otóż telefonowały do mnie zaprzyjaźnione osoby, z którymi od lat walczę o to, by zechciały rzucić palenie. Ich przekaz był mniej więcej jednobrzmiący: „Widzisz? Każesz mi rzucić papierosy, a one chronią! Naukowcy tak napisali!”. Analogiczny mechanizm myślenia mógł spowodować zwiększone zapotrzebowanie na plastry czy tabletki nikotynowe.

Oczywiście sprawę nikotyny pozostawmy otwartą – musimy poczekać na więcej danych. Sprawa papierosów znalazła swój dalszy ciąg po niedługim czasie. W „The New England Journal of Medicine”, jednym z najważniejszych pism medycznych, opublikowano wyniki wieloośrodkowego badania dotyczącego czynników ryzyka zgonu na Covid-19. Wskazują dosyć jednoznacznie: dla palacza ryzyko, że umrze na Covid-19, jeżeli już zachoruje, jest prawie dwukrotnie wyższe niż dla osoby niepalącej.

Przekładając zatem to, co wiemy o papierosach i Covid-19 na język potoczny: być może jako palacz masz mniejszą szansę zachorować, ale prawie na pewno masz większą szansę, by choroby nie przeżyć.

Podsumujmy: zaczęliśmy epidemię, wiedząc bez żadnych wątpliwości, że papierosy szkodzą, potem przez chwilę zastanawialiśmy się, czy aby nie są wręcz lekarstwem, by na końcu umiejscowić je wśród czynników zagrażających chorym, gdy tymczasem pojawiły się badania i rozważania nad nikotyną, o której nikt na początku epidemii w jej kontekście chyba nie myślał. Ciekawe, prawda?

Owa prosta historyjka może być pomocna w zrozumieniu ważnej prawdy, która ułatwi nam przetrwanie w bardzo dynamicznej rzeczywistości:

  • Stanisław Lem już dawno powiedział, że nauka nie daje odpowiedzi. Tak – nauka pokazuje kierunki poszukiwań i podsumowuje to, co wiemy. Jeżeli dostaniemy nowe dane, nasz stan wiedzy może się zmienić. Niekiedy diametralnie. Nie jest to słabość nauki, lecz jej siła. Ale dlatego też naukowiec zostawia w swoich wypowiedziach furtkę na wątpliwości. Czasy zarazy dały nam więcej motywacji do zapoznawania się z opiniami naukowców i sposobem wypowiadania przez nich opinii.
  • Szarlatan (wszystko jedno – medyczny, gospodarczy, polityczny, jaki Państwo chcecie) ma taką wiedzę, jaką sobie wymyślił. Więc nie ma wątpliwości. Wiedza szarlatanów nie ewoluuje, bo oni nie stają wobec napływu nowych danych, które trzeba przeanalizować. Nie po to wymyślili coś, co pozwala im żyć z nabierania łatwowiernych nieszczęśników, żeby pozwalać sobie na jakieś ewolucje prezentowanej wiedzy. Dlatego najsilniejszą bronią przeciwko szarlatanom jest rozumienie otaczającego nas świata.

W ten pozornie tylko pokrętny sposób doszliśmy od papierosów w Covid-19 do problemu hejtu na medyków. Zdewastowane samochody, anonimowe (bo jakże by inaczej) kartki z groźbami, czasami ksiądz dobrodziej jeszcze autorytetem wesprze. Co ma wspólnego owo przekroczenie granic wszelkiej przyzwoitości z historią o Covid-19 i papierosach? Aż dwa elementy: strach i niewiedzę. Strach o siebie nakazał francuskim palaczom palić jeszcze więcej papierosów, a naszym niedoukom – wyganiać ze swoich blokowisk medyków.

Niewiedza to z kolei straszliwe zaniedbanie władzy (bo przecież ufa jej 40 proc. dorosłego społeczeństwa), ale także opozycji i ludzi kompetentnych do tego, by wiedzę o otaczającym świecie jak najskuteczniej popularyzować.

Minister Szumowski, a także jego sympatyczni inaczej wiceministrowie i człowiek katastrofa na stanowisku rzecznika prasowego – oni wszyscy powinni zdobyć się na chwilę logicznego myślenia. Skoro nie pozwalają ludziom zbliżać się do siebie nawzajem, to prędzej czy później przekonają ich, że wirus jest groźny. Powinni przewidzieć, że jeżeli ludzie zaczną się bać (a wzbudzenie w nich strachu było do pewnego stopnia zasadne, żeby zaczęli przestrzegać zasad izolacji), to finalnie ów strach, niepoparty zrozumieniem sytuacji, obróci się przeciwko personelowi medycznemu. Przecież jeżeli ktoś pracuje w szpitalu, przychodni lub pogotowiu, to musi być chodzącą bronią biologiczną. Taki jest najprawdopodobniej sposób myślenia niemałej zapewne części społeczeństwa. Incydenty agresji były zatem właściwie nieuniknione.

Ekipa z ministerstwa powinna była to przewidzieć. Jeżeli nie przewidziała (nie tylko u nas politycy są w tym marni), to należało zacząć stanowcze przeciwdziałanie natychmiast, gdy hejt zaczął mieć miejsce. Dwutorowo. Po pierwsze – poprzez akcję edukacyjną:

  • że personel medyczny jest chroniony coraz lepiej i testowany częściej niż inne profesje (oczywiście poza jednym panem z Żoliborza i jego otoczeniem, którzy dysponują ochroną totalną).
  • że umawiając się z kumplami na grilla lub tłocząc się w dowolnym markecie, mają znacznie większe szanse złapać Covid, niż mieszkając w jednym bloku z kimkolwiek z personelu medycznego. 
  • w prostych słowach, ale dzień po dniu sączyć w ludzi wiedzę o tym, jak wirus się rozprzestrzenia i jakie są poznane czynniki ryzyka, a nie tylko ciskać w nich zakazami i nakazami.

Po drugie – jak ktoś jest z Jego Miłomściwością po imieniu, to powinien wpłynąć na to, by sprawców ataków na mienie medyków, gróźb pod ich adresem czy przemocy fizycznej (zdarzały się wyprowadzania siłą ze sklepu) energicznie wykrywano i karano z całą surowością.

Gdyby bardziej postarano się o lepsze zrozumienie istoty problemu wśród społeczeństwa, to w efekcie poziom agresji wobec personelu medycznego spadłby w zauważalnym stopniu. Niestety po to, żeby uczyć ludzi rozumienia otaczającego ich świata, trzeba samemu starać się go zrozumieć. A na razie decydującą rolę odgrywają u nas nie naukowcy, lecz szarlatani.

5 maja 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Verified by MonsterInsights