Pomyślcie ciepło o antyszczepionkowcach, szczepionkosceptykach i niezaszczepionych szczepionkowych filozofach, bo zawdzięczacie im niesłychanie dużo. To nie żart. W tym przedświątecznym tygodniu mamy wyjątkowy deficyt pozytywnej energii, bo okazji do wyrażania pozytywnych uczuć zdecydowanie brakuje. Oczywiście można wspiąć się na wyżyny hipokryzji i być miłym dla kogoś, kto na to nie zasługuje, bo tak wypada w ten świąteczny czas. A ja tu podsuwam Wam, Czcigodni Państwo, całkiem autentyczny powód do wyrażenia wdzięczności wraz z jego uzasadnieniem. Oto ono.
Epidemia covid-19 zaczęła się mniej więcej dwa lata temu. Przynajmniej w takim wymiarze, jak rozumiemy ją dzisiaj. Pierwszy okres to czas uczenia się choroby oraz metod postępowania wobec niej przez profesjonalistów medycznych, licznych zgonów i bezradności władz różnego szczebla, a czasami brudnych sztuczek w ich wykonaniu. W tym czasie pojawili się również płaskoziemcy twierdzący, że pandemii nie ma. Nie zajmujmy się nimi.
Na przełomie 2020 i 2021 r. weszły do coraz szerszego użytku szczepionki. Do tego momentu możemy mówić jedynie o tzw. naturalnym przebiegu choroby i rozważać skuteczność różnych modeli postępowania wobec tych, którzy już zachorowali.
Po roku możemy powiedzieć, że szczepionki działają, a także do jakiego stopnia chronią. Warto uświadomić sobie niezwykłość całej sytuacji. Choroba, która ma dwa lata, której ciągle się uczymy, a przecież nasza wiedza o większości innych chorób liczona jest w dziesięcioleciach lub nawet w stuleciach. Szczepionka stosowana zaledwie od roku, o której już teraz można powiedzieć, że chroni przed śmiercią lub groźnymi powikłaniami, prowadzącymi niekiedy do inwalidztwa. To również bardzo niezwykłe. Bo przecież przy klasycznym podejściu, żeby ocenić, czy dane postępowanie medyczne jest słuszne, potrzebujemy albo czasu (którego w tym przypadku nie mieliśmy), albo olbrzymiej grupy badanej. OK, drugi warunek został spełniony, bo zachorowała znaczna część światowej populacji. Ale jest haczyk. Żeby nasze wnioski z przeprowadzonej oceny miały szansę na uznanie ich prawdziwości, potrzebna jest (a w każdym razie wysoce wskazana) grupa kontrolna. Czyli taka, która niczym nie różni się od grupy badanej poza tym, że nie zastosowano wobec niej metody, której wartość właśnie jest oceniana.
Klasycznie możemy przyjąć jedną z dwóch dróg (fachowców przepraszam za konieczne uproszczenia). Złotym standardem pozostaje randomizowane badanie prospektywne. Losowano by przydział uczestników do grupy „szczepionka” albo „bez szczepionki”, a potem obserwowano ich losy. Obydwie grupy powinny być porównywalne pod względem możliwie wielu cech oraz odpowiednio duże, żeby uniknąć przypadku statystycznego. Takie badanie byłoby bardzo drogie z powodu koniecznych do jego przeprowadzenia procedur (sama dokumentacja każdego pacjenta to dość gruba księga), zwłaszcza gdyby w grupie kontrolnej stosowano placebo, czyli „pustą” szczepionkę. Wszystko razem wymagałoby znacznego nakładu dodatkowej pracy personelu medycznego, co na skalę masową podczas szalejącej epidemii jest niewykonalne. OK, zostawmy ten pomysł.
Można więc zrobić badanie obserwacyjne: uzyskać zgodę obywateli na przetwarzanie ich danych (część się nie zgodzi), odnotować, czy zostali zaszczepieni i kiedy to nastąpiło, systematycznie aktualizować dane, a przy tym obserwować losy wszystkich uczestników badania i odnotowywać je w prowadzonej według ściśle określonych zasad dokumentacji. Nieco tańszy wariant, ale czaso- i pracochłonny, a tu mocy przerobowych – brak.
Przed mgłą niepewności i oczywistym lękiem przed nieznanym uratowali ludzkość różni nieszczepieniowcy. Umożliwili zebranie danych wprawdzie uproszczonych, ale nadal wiarygodnych i przydatnych z praktycznego punktu widzenia. Nikt może doktoratu ani – tym bardziej – docentatu na nich nie zrobi. Niewyrafinowana nauka jest tu jednak celem podstawowym. Co więcej, nasi ochotnicy spowodowali, że można było zebrać owe kluczowe dane bez ponoszenia dodatkowych kosztów oraz obciążania i tak już wyczerpanego personelu medycznego.
Tu jedna, kluczowa w swej istocie uwaga: żeby nasza analiza nie była pozbawiona sensu, musi dotyczyć czasu, gdy ludzie zyskali możliwość wyboru, czy poddadzą się szczepieniom, czy też nie. Przypominam, że początkowo dostęp do szczepionek był ograniczony do zdefiniowanych populacji. Dlatego możemy uwzględniać dane od drugiego, a tak naprawdę od trzeciego kwartału roku. Co zaskakujące, pomimo tak krótkiego czasu uzyskane dane wydają się solidne i bardzo przekonujące.
Punkty końcowe analizy są bardzo proste: śmierć lub konieczność terapii przy pomocy respiratora albo ECMO (czyli systemu do pozaustrojowego natleniania krwi i eliminacji dwutlenku węgla z organizmu). Prosto i tanio. Dokumentację szpitalną prowadzi się i tak. Kryterium różnicujące – bardzo proste: zaszczepiony/niezaszczepiony. Teraz wystarczy sprawdzić ten parametr w dwóch grupach: tych, którzy zmarli, i tych, którzy wymagali respiratora/ECMO. Można jeszcze dodać kolejne pytanie: jaki odsetek hospitalizowanych z powodu covid-19 stanowią niezaszczepieni? Jednak te informacje nie muszą być wiarygodne, bo manipulowanie danymi medycznymi nie od dzisiaj jest specjalnością wesołej gromadki naszego Francacho. Trzeba używać „twardych” (czyli możliwie wolnych od subiektywnej interpretacji) danych i jak najtrudniejszych do – nazwijmy to – retuszowania kryteriów.
Nasza grupa kontrolna jest znakomita, bo porównywalna z badaną. Od grupy badanej nie różni jej skład etniczny ani rozpiętość wieku. Nie są to również ludzie skrajnie ubodzy ani dotknięci brakiem elementarnego chociażby wykształcenia. Przystąpienie do grupy kontrolnej, tak samo jak do badanej, było – i wciąż jest – całkowicie dobrowolne. Ponieważ zaś było następstwem suwerennej decyzji samych zainteresowanych, nie można mieć wątpliwości, że nabór do obydwu grup nie był sztuczny ani tendencyjny. Jedyna potencjalnie istotna różnica między grupami to poglądy, ale takich parametrów nie uwzględnia się w analizach medycznych niezahaczających o psychologię czy psychiatrię.
Wyniki analizy Państwo znacie: wśród zmarłych na covid-19 zaszczepieni stanowią zdecydowaną mniejszość. Możemy również dokonywać analiz cząstkowych – w zdefiniowanych podgrupach lub w konkretnych rejonach. Dzięki poświęceniu nieszczepionkowców dostaliśmy do ręki wspaniałe narzędzie badawcze. Bo warto zwrócić uwagę, że to oni stanowią większość wśród ofiar śmiertelnych. To na ich tle przebieg choroby u osób zaszczepionych wypada tak korzystnie, a one same mogą poczuć się tak bezpiecznie. Na przykład widząc doniesienie medialne, z którego jasno wynika, że 100 proc. osób na ECMO to ludzie niezaszczepieni. Zresztą ofiarność nieszczepionkowców poszła zbyt daleko. Wystarczy spojrzeć na tragedie niezaszczepionych ciężarnych, które umierają na oddziałach intensywnej terapii szpitali położniczych wraz z rozwijającymi się w ich organizmach płodami. Jakby tego było mało – osierocają swoje starsze dzieci.
To wszystko wydaje się bezsensownie koszmarne, a w takich sytuacjach naturalnym odruchem jest poszukiwanie jednak jakiegokolwiek sensu. Ja znalazłem tylko taki, że ludzie umierający w konsekwencji własnych, suwerennie podjętych decyzji stworzyli swoim losem motywację do racjonalnych zachowań dla pozostałych. Nie powinniśmy ich w żadnym wypadku naśladować, ale pomyślmy o nich ciepło, jak o marynarzach flot dawnych odkrywców, zwiedzionych mirażem bogactw i sławy, ginących od szkorbutu i ran. Przyczynili się do poszerzenia wiedzy o świecie, nie odnosząc z tego żadnych korzyści, a wprost przeciwnie – rujnując swoje zdrowie lub umierając. Z dzisiejszymi nieszczepionkowcami jest bardzo podobnie.
Życzę Państwu dobrych świąt. Zdrowia i wielu pozytywnych uczuć!
23 grudnia 2021