#AniJednejWięcej: czas wprowadzić poprawkę do konstytucji. Jak najszybciej

W Konstytucji RP jest luka, która wprawdzie nie dotyczy bezpośrednio kwestii aborcji, ale jest przez proporodowy katotaliban bezlitośnie wykorzystywana. Czas ją zamknąć. Nie zablokujemy przez to całkowicie działań proporodowców, ale zdecydowanie zawęzimy pole ich działania.

Mamy w konstytucji definicję obywatela polskiego, która brzmi:

Art. 34. Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskimi. Inne przypadki nabycia obywatelstwa polskiego określa ustawa.

To ważny, chociaż dziwnie pomijany przez proporodowców fragment, bo konstytucja kraju dotyczy przede wszystkim jego obywateli. Określa, że obywatelem (a więc posiadaczem praw obywatelskich, jeżeli nie zaistnieją specjalne okoliczności) jest ktoś urodzony, a nie np. poczęty. Jest to zarazem dobry punkt wyjścia dla propozycji zmian, więc idźmy dalej.

Jest w konstytucji deklaracja o ochronie życia:

Art. 38. Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia.

Można zauważyć pozorną niekonsekwencję – cztery artykuły wcześniej zdefiniowano obywatela, a tu mowa o człowieku, którego nigdzie w konstytucji nie zdefiniowano. Można przyjąć wyjaśnienie, że dzięki takiemu ujęciu ochronie życia podlegają nie tylko obywatelki i obywatele Rzeczypospolitej (co zostało zdefiniowane już poprzednio), ale również ludzie niebędący jej obywatelami, ale przebywający w danym momencie na jej terytorium. Można bezpiecznie przyjąć taką interpretację, bo osoby, które konstytucję pisały, nie uzurpowały sobie raczej praw do decydowania o całej ludzkości.

Mamy zatem w miarę precyzyjną definicję obywatela i określenie prawa do ochrony jego/jej życia. Jednak katofaszyszujące lobby może wykorzystywać brak konstytucyjnej definicji człowieka dla swoich rozgrywek, których skutki zagrażają zdrowiu i życiu wielu polskich kobiet.

Dlatego proponuję dodać do konstytucji jeszcze jedno zdanie, zgodne z treścią współczesnej literatury naukowej. Brzmi ono tak:

Człowiek jest to istota urodzona przez kobietę.

Tylko tyle i aż tyle. W którym miejscu powinno się je dodać? Trzeba spytać ekspertów. Oczywiście nasuwają się od razu dwa pytania: po co w ogóle mielibyśmy to robić i dlaczego teraz?

Po pierwsze dlatego, że możemy – i powinniśmy – oddzielić prawa człowieka od praw poszczególnych komórek i tkanek. Bo tylko te pierwsze powinny podlegać konstytucyjnej ochronie. Trzeba zatem wprowadzić do konstytucji definicję człowieka, żeby ograniczyć panoszenie się zbrodniczego absurdu. Oczywiście nawet kiedy uporządkujemy stan prawny, pewna cytowana w mediach katechetka będzie mogła nadal opowiadać dzieciom, że plemniki w prezerwatywie to uwięzione duszyczki błagające o pomoc. Ale nie będzie można przedstawiać uzasadnień prawnych typu: niedopuszczalne jest ratowanie życia jednego człowieka (czyli ciężarnej) kosztem życia drugiego człowieka (czyli płodu).

Pozwolę sobie podkreślić w tym miejscu, że absolutnie nie należy mylić podejścia medyczno-prawnego z emocjonalnym. Bo, oczywiście, dla ciężarnej kobiety rozwijający się w jej organizmie drugi organizm jest jej przyszłym dzieckiem czy po prostu dzieckiem. Ale medycznie jest to płód.

Ten podział na „płód przed porodem” i „człowiek po porodzie” ma swoje uzasadnienie przede wszystkim w fizjologii człowieka, a konkretnie w zdolności do przetrwania poza organizmem matki, a następnie do prawidłowego rozwoju w przypadku przedwczesnego porodu.

Płód do 12. tygodnia (granica dopuszczalności przerywania ciąży niezależnie od wskazań medycznych w wielu krajach) w niczym nie przypomina tego, co można zobaczyć na fotografiach rozpowszechnianych przez organizacje proporodowe (bo z ochroną życia mają one tyle wspólnego co krzesło elektryczne z moim ulubionym fotelem w domu). Te fotografie są podłą manipulacją.

Utrzymanie przy życiu dziecka urodzonego w 22. tygodniu ciąży wymaga sporego wysiłku i nie musi skończyć się dobrze. Niedawno na portalach medycznych ogłoszono jako wydarzenie wyjątkowe utrzymanie przy życiu dziecka z 21. tygodnia ciąży. Ale przede wszystkim w przypadkach, w których ciąża zagraża zdrowiu, a tym bardziej życiu ciężarnej, bezmyślnością jest twierdzenie, że przerywając ją, poświęcamy życie dziecka dla życia matki. Nie, przerywamy ciążę (można powiedzieć: rozwój płodu), by chronić ciężarną kobietę przed inwalidztwem lub śmiercią. Księża i działacze proporodowi, odwodzący kobiety od przerwania ciąży w takich przypadkach, powinni być ścigani jak każdy, kto namawia inną osobę do samobójstwa lub ciężkiego samookaleczenia.

W tym medycznym kontekście przerażająco brzmią starania proporodowców o dokonanie zmian prawnych w polskim systemie, opisane przez redaktor Czarnacką, a zakodowane w nomenklaturze sejmowej jako druk 1693. Projekt ma dotyczyć (podaję za red. Czarnacką) „przywrócenia stanu zgodności z konstytucją w zakresie ochrony życia dzieci poczętych, a także rozciągnięcia stosowania przepisów Kodeksu karnego dotyczących ochrony zdrowia i życia ludzkiego na dzieci poczęte, skutkiem uchylenia ustawy będzie również wprowadzenie bezwzględnego zakazu przerywania ciąży”. Szatańskim elementem jest tu niezaprzeczalny fakt, że pojęcie dziecka poczętego w konstytucji nie istnieje. Wiedzą o tym autorzy projektu i dlatego znajduje się w nim (cytuję za red. Czarnacką) „przede wszystkim zmiana prawnej definicji dziecka na taką, która uważa je za człowieka w okresie od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności, przy czym poczętym jest człowiek od poczęcia do rozpoczęcia porodu”.

Jak Państwo zapewne zauważyli, proporodowcy zamierzają najpierw wprowadzić do systemu definicję człowieka odmienną od tej, która występuje w medycynie, a nawet konstytucji, jeżeli tylko uznamy, że obywatel z jej art. 34 to człowiek z polskimi rodzicami. W przeciwnym wypadku konstytucja zapewne przyznawałaby obywatelstwo płodom, a może nawet komórkom jajowym i plemnikom. Może zresztą do tego dojdziemy.

Kolejnym efektem wprowadzenia projektu proporodowców w życie będzie niebywale opresyjny wobec kobiet system kontroli ciąż i poronień. O aborcjach nie ma co mówić, bo staną się równoznaczne z zabójstwem, niezależnie od ich przyczyn. Tragedie jak ta Pani Izy z Pszczyny będą coraz liczniejsze. Odnotowano w ostatnich dniach dwa kolejne dramaty, które na szczęście nie skończyły się śmiercią ciężarnych (źródło: Onet – Kobieta z 21 listopada), ale stanowią przejmujące memento. Obydwa wydarzyły się na tzw. ścianie wschodniej, czyli w ostoi polskiego katolicyzmu (jak wiadomo, w polskim Kościele katolickim chrześcijaństwo nie bardzo się przyjęło).

W jednym z tych przypadków kolejne szpitale w Lublinie po prostu odmawiały pacjentce przyjęcia w celu usunięcia obumarłej w 13. tygodniu ciąży. W drugim przypadku, na Podlasiu, od 20-letniej pacjentki z obumarłą w 12. tygodniu, z objawami zakażenia wewnątrzmacicznego, lekarze zażądali 1500 zł za usunięcie martwej ciąży. Dopiero interwencja Federy spowodowała u nich powrót rozumu i śladów elementarnej przyzwoitości. Ten drugi przypadek wskazuje, jakie nieprawidłowości w świecie medycznym będą promowane przez nowe rozwiązania. Bo przecież każdą odpowiednio dużą populację można opisać krzywą Gaussa. Z czego wynika, że nie tylko połowa polityków plasuje się poniżej średniej, ale połowa lekarzy – też.

Spieszyć się powinniśmy z jeszcze jednego powodu. Ekipa satrapy nawet nie próbuje udawać, że merytoryczne racje medyczne zawsze przegrają u niej ze względami politycznymi. Widać to doskonale w kontekście covid-19. Dochodzi do tego, że na spotkanie w Ministerstwie Zdrowia w sprawie postępowania wobec epidemii zapraszani są politycy, ale dr Grzesiowski wstępu nie ma (dziennik.pl, 26 listopada). Przekładając na praktykę: dowolny reprezentant nurtu inteligencji skąpoobjawowej (że posłużę się perełką autorstwa Andrzeja Poniedzielskiego) może wziąć udział, a wybitny ekspert – nie. Oczywiście rozumiem: prowadzący spotkanie wiceminister Kraska nie bardzo by chciał, żeby na spotkaniu był obecny ktoś, kto łatwo odkryje luki w jego wiedzy na temat covid-19, a potem jeszcze, być może, odniesie się do nich publicznie.

Wracając bliżej naszego tematu – na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym podczas zajęć z socjologii wykładowca dr Rafał Maciąg przedstawiał dosyć oryginalne poglądy (wyborcza.pl z 25 listopada): „(…) homoseksualizm to nerwica (…), miejsce kobiety jest w kuchni, (…) kobieta nawet w nieudanym związku jest szczęśliwsza od kobiety, która nie ma partnera, a badania wskazują, że kobiety zamężne mniej się stresują. Z zajęć dowiedzieliśmy się też, że stosowanie antykoncepcji powoduje bezpłodność, a dzięki wprowadzeniu obecnego prawa antyaborcyjnego ginekolodzy w końcu mogą się zajmować poważnymi sprawami, a nie skrobaniem”. To już nie przelewki, bo rzecz dzieje się na jednej z najpoważniejszych (dotychczas…) uczelni medycznych w kraju.

Dlatego trzeba przerwać harce fanatyków i zgodnie, bez hamletyzowania, doprowadzić do prostej, raczej mało kontrowersyjnej zmiany w konstytucji. Zanim oni wprowadzą swoje zmiany w ustawie zasadniczej lub systemie prawnym i zanim kryteria merytoryczne ustąpią całkowicie względom ideologicznym. Czyli zanim dojdziemy w medycynie do katostalinizmu.

Podstawą strategii satrapy i jego obrzydliwych ludzików jest dosyć umiejętne zarządzanie tzw. polami konfliktu. Może nadszedł wreszcie moment, żebyśmy to my zaczęli wybierać kolejne pola bitwy? Czas na referendum konstytucyjne!

27 listopada 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Verified by MonsterInsights