Kiedy zderzak Twojego samochodu dotyka do czyjejś nogi, albo czyjegoś samochodu, by w ciągu następnych milisekund tego kogoś unicestwić, to nie jest to działanie przeciwko wstrętnemu państwu, ale – konkretnej, zazwyczaj nieznanej osobie. Nie wydaje mi się, żeby autorzy komentarzy potępiających fotoradary (a niekiedy kontrolę prędkości w ogóle) byli łaskawi zastanowić się nad tą kwestią.
Poglądy zaprezentowane w dyskusji nad poprzednim wpisem wydają mi się odzwierciedlać sposób myślenia wielu kierowców. Niegdysiejsze doświadczenia z dyżurów w karetce reanimacyjnej i te świeże – z tras po naszym pięknym kraju ( 45-50 tys. km rocznie, zatrzymuję się przy każdym wypadku, przy którym nie ma karetki, wożę specjalną apteczkę) są dosyć jednoznaczne.
Zacznijmy od komentarzy typu „co naprawdę zabija?”. Pan Tanaka przedstawił bardzo dokładną analizę przyczyn wypadków drogowych. Jest tylko jedno nieporozumienie. To nie jest analiza skutków. Kiedy wypadek już się wydarzy, to jego skutki nie będą takie same, gdy prędkość uderzenia w kogoś, lub coś wyniesie 25 km/h i 70 km/h. Oczywiście, prędkość uderzenia jest zazwyczaj niższa od prędkości jazdy tuż przed wypadkiem, bo uderzenie najczęściej poprzedzone jest hamowaniem. Zaś rozmiar dramatu zależy w dużej mierze właśnie od tego, ile pozostanie z początkowej prędkości. Świetnie opisał Pan to na początku swojego komentarza i znakomicie to widać na sekcji sądowo-lekarskiej.
Zastanawiam się również, jak zareaguje Pan sam, jeżeli dowie się kiedyś, że lubiana przez niego osoba zginęła, lub została inwalidą, bo ktoś uważał, że kluczem do jego sukcesu jest szybka jazda. Ciekawe jest również Pana stwierdzenie, że państwo nie może wymagać dyscypliny dopóki nie poprawi dróg. Czy to znaczy, że może Pan jechać przez wioskę 120 km/h, dopóki nie będzie Pan mógł ominąć jej obwodnicą?
Mam również fatalną wiadomość dla Pana baldena: takich – jak Pan to nazwał – państw policyjnych, gdzie o niebezpiecznym stylu jazdy zawiadomią policję pozostali użytkownicy drogi, jest sporo również w Europie. Myślą bardzo prosto: przecież za chwilę ten gość może spowodować wypadek, w którym ucierpi mój bliski lub znajomy (większość ludzi na co dzień podróżuje na niewielkie odległości). To jest forma prostej samoobrony własnego stada.
Już prawie na koniec – jeden delikatny szczegół: żaden z dyskutantów deprecjonujących sens stawiania fotoradarów nie wspomniał o tym, że zapewne nie jest entuzjastą przestrzegania ograniczeń prędkości. Dedukuję tak, bo w przeciwnym przypadku problem kontroli prędkości byłby dla Panów nieistotny.
Nikt normalny nie wyjeżdża na drogę z planem, by zostać mordercą, a tym bardziej – ofiarą, ale też niepokojąco wielu ludzi nie pamięta o tym, że taka możliwość w ogóle istnieje. Ten niewyobrażalny brak wyobraźni i pokory jest podstawową przyczyną wielu tragedii na drogach.
29 stycznia 2013